Pogadanka: The Burning Crusade


    
     Na ostatnim Blizzconline został zapowiedziany dodatek do World of Warcraft: Burning Crusade Classic, a dziś już mamy możliwość wzięcia udziału w Beta Testach tego dodatku. Tą możliwość otrzymałem i ja,  bardzo mnie to ucieszyło, gdyż właśnie od tego dodatku rozpocząłem swoją przygodę z uniwersum Warcrafta. W czym leży sukces tego dodatku?  Większość graczy tzw starszej daty wspomina go jako najlepszy dodatek wraz z Wrath of the Lich King. Mimo tego, że nie ma wielu udogodnień w grze takich jak m.in Dungeon Finder czy transmogi, to spotyka się z wieloma pozytywnymi komentarzami.
     The Burning Crusade to pierwszy dodatek do gry World of Warcraft wprowadzony 16 stycznia 2007 roku w Europie oraz w Ameryce, został uznany za najlepiej sprzedającą się grę w tamtym okresie. Ilość sprzedanych gier liczona jest w milionach egzemplarzy. Dodatek wprowadził 70 poziom postaci, dwie nowe rasy Krwawy Elf i Draenei, klasę Paladyna dla Hordy u Krwawych Elfów i Szamanów dla graczy po stronie Sojuszu u Draenei. W pierwotnej wersji Paladynów jedynie można było spotkać po stronie Sojuszu, a Szamanów u Hordy. Dla sympatyków PvP zostały wprowadzone nowe Battlegrounds i pierwszy raz system Aren znany do dziś. Najważniejszym dodanym elementem jest nowy Świat Outland z 7 nowymi krainami na których już swobodnie możemy latać po osiągnięciu odpowiedniego poziomu, zapłaceniu odpowiedniej ilości golda na naukę oraz posiadaniu fly mounta. Dlaczego The Burning Crusade? Opowiem wam jak to wygląda z mojej strony, za co cenię i szanuję ten dodatek. Myślę że wielu z was co mieli przyjemność doświadczać go lata temu podzielą moje zdanie. 


        Po pierwsze: fabuła gry jest dla mnie mistrzostwem. Płynne przejście z WC3 do WoWa wypadło idealnie. Znajdujemy się w czasach po wygnaniu Płonącego Legionu z Azeroth i pokonaniu Archimonda pod górą Hyjal. Krwawe Elfy są w trakcie odbudowy królestwa po najechaniu Plagi, a Draenei dopiero co rozbijają się na Azeroth w trakcie ucieczki przed odwiecznym wrogiem. W pierwszym rozszerzeniu znajdujemy ikoniczne postacie z Warcrafta którymi było nam dane grać i to właśnie one budują klimat dodatku. Dołączamy do ekspedycji Hordy czy Sojuszu by odkryć nowy Świat przekraczając granice "Wrót". 
    Po drugie: dla mnie jako fana Lore to w TBC są najlepsze raidy w całym uniwersum, począwszy od Karazhan a skończywszy na Sunwell Plateau. Raidy w których spotykamy i śmiało mogę to powiedzieć legendy Warcarfta. Mile wspominam gdy pierwszy raz przekraczałem próg Black Temple z myślą, że gdzieś tam na szczycie znajduje się zdrajca Ilidan Stormrage z czaszką Gul'dana w dłoni. Rozbudowany, ciężki raid w którym znajdujemy między innymi Akame czy Supremusa. Na tamte czasy był dla mnie ogromny ten błękitny infernal, pewnie nie jednemu rogalowi śniło się iż dropi ostrze Azzinoth z Ilidana. Sam byłem świadkiem takiego dropu lecz nie on dla mnie??, gdyż w tamtych czasach grałem paladynem i wymyśliłem sobie, że to będzie DPS. Wiem słaby wybór jak na tamte czasy, ale uwielbiałem i uwielbiam nim grać. Wtedy dopieszczałem go pod każdy aspektem, by choć o jeden punkt zwiększyć AP (Attack Power). Jako fan Blood Elves wielką ciekawość budził we mnie raid Tempest Keemp, na końcu którego mogłem spotkać nikogo innego jak Khael'thasa Sunstrider, zdrajcę który miał być nadzieją - a okazał się zgubą. Spotkać również możemy Lady Vashj w Serpentshrine Cavern, Archimonda w Battle for Mount Hujal, gdzie przedzieramy się do niego w podróży przez obozy ludzi, orków i nocnych elfów gdzie na końcu pod górą Hyjal znajdujemy Lorda Demonów. Czy tylko ja w tym miejscu mam takie wrażenie , że gdzieś już to było?? Deja Vu - czyli znana nam dobrze misja z WC 3. Ponadto spotkać możemy Maghderidona w Hellfire Citadel, Gruula w Gruul`s Lair. Do czego zmierzam. Te raidy budują fabułę dodatku, gdyż każda z tych postaci jest nam znana, co budzi w nas pozytywne emocje. Większość raidów jest bardzo rozbudowana o wiele innych bossów, wiele lokacji,  przez co raid trwa parę godzin. 


    Po trzecie: expienie, odkrywanie świata, bądź bieganie przez jedną krainę w koło kolejny raz,  było o wiele przyjemniejsze gdyż wiedzieliśmy, że jesteśmy w krainie, w której wykonywaliśmy misje jako Ilidan i reszta. Każda kraina wydawała się znana. Outland dzieli się na 7 krain które różnią się od siebie diametralnie. Efekt wszechobecnej suszy i wypalania całej roślinności spowodowany magią orków w Hellfire Peninsula, przeogromny wodnisty teren skąpany w błękicie, ukryty w cieniu gigantycznych grzybów w Zangarmarsh, tu też ziemie żyzne gdzie, natura ma się dobrze jak nie bardzo dobrze w Nagrand, bądź rozerwana kraina za pomocą magi w której oderwane części kontynentu lewitują w Netherstorm.
     Po czwarte: pozytywnie wspominam zestawy wyposażenia czyli tzw sety t4, t5 i t6. Podobało mi się zdobywanie każdego elementu, który w całości dawał wyjątkowe statystyki dla postaci. Zdobycie każdej rzeczy było okupowane licznym pokonywaniem każdego raidu. Ile ja się nachodziłem do Karazhanu bądź do Black Tempie. Jak skompletowałeś dany set było to widać z daleka i nie trzeba było robić inspekt na Twojej postaci. Wygląd był Twoją wizytówka, on określał jakim jesteś graczem, gdzie chodzisz na raidy. Widząc gracza w secie t5 myślisz "kurcze to jest gość",  a jak ma cały t6 "to już mistrz". Samozadowolenie z osiągniętych własnych celów, które nie łatwo było zrealizować to jest magia tego dodatku, ciężka praca i poświęcony czas. Mi jako Paladynowi DPS było ciężko raidować, gdyż większość class robiło większy DPS niż ja. Nie było możliwości transmogowania sprzętu wiec jak interesował cię wygląd postaci, to sety oddawały go idealnie. Zestaw t6 Paladyna nawet w obecnym dodatku nosiłem jako transmogowany pancerz. Dopóki nie uzbierałeś t4 nie rozpoczęłaś raidować t5 i tak aż do t6. Oczywiście mogłeś raidować bez tych rzeczy, ale większość graczy w tamtych czasach patrzyła na statystki, a te sety zwiększały je znacznie. System setów to rzecz której brakuje mi w ówczesnym Wowie.


     Po piąte: wbity 70 poziom - super, więc zaczynam robić insty ale tutaj nie ma Dungeon Finder więc jedynym miejscem gdzie mogłem znaleźć ludzi do insty był chat LFG bądź WORLD. Więc spamuje moje AP liderowi i czekam na odpowiedz. Po wielu próbach dostaje się i zaczynam pierwsze dungeony w Hellfire Peninsula oczywiście norm, gdyż dodatek wprowadza opcje Heroic instancji które wymagają klucza by tam się dostać i oczywiście odpowiednio rozwiniętej postaci. Po miesiącach farmienia inst mam jako taki sprzęt by iść na pierwszy raid czyli Karazhan, lecz jako Paladyn to nie jestem brany poważnie jako DPS więc głównie byłem wybierany jako rozdawca buffa dla wszystkich. Okrutne ale prawdziwe. Zmierzam do tego, iż by zacząć raidowac postawą była dobra gildia. Moim zdaniem w TBC było łatwiej o kontakt z innym graczem, powstawały nowe więzi/znajomości na podstawie udanej insty, gdyż wiemy by się "ubrać" musimy mieć dobry skład a po co szukać pugu jak mamy sprawdzonych graczy, którzy maja ten sam cel co ja. Teraz jest Dungeon Finder i ten kontakt został okrojony.
     Po szóste: system PVP. Pierwszym neutralnym miastem dla obu frakcji jest Shattrath City. Znam tam każdy kąt, ponieważ miałem swój epizod w PvP i aby zapisać się na BG, nie było możliwości odpalenia odpowiedniej zakładki i zapisania się do walki lecz będąc w którymś z miast World of Warcraft i zapisać się u odpowiedniego NPC. Robiłem zazwyczaj więcej niż jeden BG dlatego bywałem w mieście. To samo tyczyło się zapisów na nowo wprowadzony system Aren.W Shatrath City również mieliśmy możliwość dołączenie do BG wiec bywałem tam bardzo często. 


    Po siódme: profesje nie dawały ci wtedy bonusu lecz po prostu były a plusy ich posiadania wynikały z efektu ich wyskilowania. Miałem Mining i BS a wybrałem tą profesję dla jednego konkretnego miecza czyli Lionheart Blade. Posiadać odpowiedni poziom skilla to jedno ale mieć w plecaku odpowiednie matsy to drugie. Nabiegałem się by zebrać odpowiednią ilość Ore danego surowca lecz to była ta łatwa część. Trudniej było wydropić odpowiednie itemy z mobów które oczywiście były tylko w jednym miejscu w Outland, było ich mało a farmiło ich multum graczy. Potrzebowałem 10 sztuk Primal Might które jak pamiętam mógł wytworzyć gracz posiadający profesje Alchemii. Jedna sztuka Primal Might składała się po z 5 elementów a dokładnie z: Primal Earth, Primal Fire, Primal Water, Primal Air i Primal Mana, ALE jeden z pięciu w/w primali składał się z 10 innych elementów jak np Primal Fire składał się z 10 Mote of Fire. Dane Mote dropiło z odpowiedniego moba a procent dropu wynosił 23 i żeby było tego mało to wypadało po jednej sztuce. Więc wyobraźcie sobie ile musiałem poświęcić czasu by to zdobyć. Szarpać się o moba z innymi graczami, bronić się przed graczem z innej frakcji to chyba zrozumie gracz, który sam to przeżył. Druga opcja to masz pełno golda i wydajesz tysiące na matsy po czym robisz sobie broń :)
     Po ósme: w The Burning Crusade wprowadzono pierwszy raz rozbudowany system reputacji, która umożliwiała dzięki odpowiedniemu poziomowi wzbogacić się o odpowiednie itemy no i oczywiście mounty. Pierwsze zdobycie Onyx Netherwing Drake wymagało odpowiedniego poziomu reputacji, wykonanych zadań no i złota. Jest kilka frakcji umożliwiających zakup wyjątkowych mountow. Nie było możliwości zakupienia bądź wygrania itemu które dodaje Ci np. 250 punktów reputacji, wykonywało się jedynie Daily Questy. Zdobywanie reputacji również wymagało więcej czasu niż w obecnych czasach.


     Uważam, że TBC był dodatkiem wywołującym w graczu efekt samo zadowolenia z ciężko wykonanej pracy do zebrania pełnego setu uzbrojenia, wybicie odpowiedniego rate na arenie, wyskilowanie profesji by wytworzyć unikatową rzecz, czy też latanie rzadkim mountem. Na te wszystkie rzeczy musieliśmy poświęcić dużo czasu, cierpliwości oraz nawiązać kontakty, co w efekcie finalnym dawało nam dumę i radość. Dzisiejszy WoW jest moim zdaniem uproszczony dla gracza by łatwiej było mu zdobyć daną rzecz, wbić reputację czy szybciej iść na instancje. Wielu graczy którzy mieli okazje grać w pierwszej odsłonie dodatku lata temu pewnie podzielają moje zdanie i sami by dołożyli parę rzeczy które wspominają z uśmiechem na twarzy. Te osiem rzeczy powyżej utkwiło mi najbardziej w pamięci może dla tego że nieraz raz rzuciłem kur.. gdy nie dropnął miecz itp. ;) W The Burning Crusade ceniłem poziom trudności by "coś" osiągnąć w zależności na jakim etapie byliśmy to trzeba było włożyć wiele pracy by mieć poczucie satysfakcji z siebie. A wy Co sądzicie o TBC? Było wam dane grać w 2007 roku jak wyszedł ? Jak wspominacie The Burning Crusade? Dajcie znać w komentarzu :) trzymajcie się :)

Autor: Rafał "Vegov" Wójcik



Komentarze

Copyright © Ścieżki Azeroth