Prolog: Ghostland


  
 "Na Studnię Słońca!! Co wy tutaj jeszcze robicie? Zaraz będzie południe, normalni ludzie już zaczęli swoje obowiązki a wy?? Wyjdziecie w końcu byśmy mogli zamknąć i odpocząć?!" - krzyczy zdenerwowany Karczmarz pokazując jednocześnie palcem drzwi.
"Proszę o wybaczenie, już wychodzimy" - kwituje, kieruje wzrok na kompana który z szyderczym uśmiechem przyłącza się do mnie. Nagle drzwi uderzają o ścianę w wyniku gwałtownego otwarcia. Do środka wchodzi sześciu Gwardzistów Silvermoon wraz z dwoma Krwawymi Rycerzami których jeszcze nie zdążyłem poznać.
"Paladyn Vegov" - wykrzykuje dowódca zmiany.
"Spóźniłeś się na trening, nie wróciłeś do kwater na czas nie informując nikogo. Złamałeś zasady zakony. Pójdziesz z nami przed oblicze Lorda Solanara zastępcy Lady Liadrin i wytłumaczysz swoje przewinienia". - wykrzyczał w moim kierunku po czym skierował dwóch gwardzistów w moja stronę by pewnie mnie zakuli i doprowadzili do zakony. Nagle dowódca krzyczy:
"Całość baczność!! Wybacz kapitanie Dagorlind  nie zauważyłem Cie."
"Kapitanie Dagorlind?" - powtórzyłem po dowódcy z wielkim zdziwieniem. Odwróciłem się w kierunku Kapitana z wyrazem twarzy oczekujący na wytłumaczenie.
"Dajcie spocznij poruczniku. Dawałem temu paladynowi kilka lekcji dziś w nocy. Przeze mnie się spóźnił. Przekaz moje słowa Lordowi Solaranowi z przeprosinami i wyrazami szacunku" - tnem wyniosłym i szlachetnym odezwał się do porucznika.
"Tak jest kapitanie. Przekażę każde słowo, lecz jak pozwolisz zabiorę zatrzymanego do Zakonu." - wyrecytował, stojąc cały czas w postacie zasadniczej wyprostowanej.
"Oczywiście strażniku" - skończył a następnie odwrócił się w moim kierunku.
"Kapitan Elaren Dagorlind dowódca oddziałów Fastraides w stanie spoczynku. Urodziłem się tutaj w Silvermoon. Znałem Anastariana byliśmy równolatkami gdy jeszcze nie był królem. Służyłem mu przed mianowaniem Sylvanas na generała" - wyjaśnia wzdychając. Widać i czuć że te słowa są powodem bólu.
"Czemu nic nie powiedziałeś? Przepraszam czemu Kapitanie nie wspomniałeś wcześniej? Kapitanie? A nie generale?" - wykrztusiłem. Pytań było wiele w mojej głowie aż gubiłem się gdy je wypowiadałem gdyż chciałem wiedzieć jak najwięcej.
"Mogłem być generałem  i nawet Anastariana mi to proponował lecz odmówiłem. Nie dla mnie takie wielkie tytuły, preferuje walkę na froncie w pierwszym szeregu niż dowództwo wszystkimi siłami Silvermoon. Naciskał wielokrotnie lecz zawsze odpowiedź była taka sama, aż w końcu mianował Sylvanas na generała a ona Haldurona na swojego zastępcę a ja zostałem kapitanem swojej drużyny aż do stanu spoczynk". - wytłumaczył. Wstał pełen smutku, jakby coś przysłoniło cały jego zapał i humor. Czyżby wspomnienia? Poklepał mnie po ramieniu, udał się w kierunku drzwi, kiwnął zezwalająco na  dowódce patrolu i wyszedł.
"Czekaj! To jeszcze nie koniec!" - krzyczę. Próbuję iść za nim lecz drogę zagradza mi opancerzony elf.
"Idziesz z nami. Założyć mu kajdany". - wydał rozkaz. Po czym ruszyliśmy w kierunku zakonu.
W trakcie marszu odważyłem się zadać pytanie dowódcy patrolu: "Możesz mi coś więcej powiedzieć  o Dagorlindzie?"
"Dla Ciebie Kapitan Dagorlnid!" - skarcił mnie po czym kontynuował.
"Służył Quel'thalas dłużej niż każdy z nas. Theron, Sylvanas i Khael byli podrostkami gdy on stawał do walki z trollami Amanii. Dobry nauczyciel i wspaniały wojownik. Szanował każdego swojego żołnierza, nie odmówił nikomu treningu i pomocy. Aż dziwne że go nie znasz, kogo nie zapytasz to wypowie się o nim z wielkim szacunkiem. Prawdopodobnie Lor'themar był w jego drużynie jako szeregowy łucznik." - tłumaczy tonem spokojnym.
"Czemu w stanie spoczynku? Z tego co mówisz mógł osiągnąć wiele, jest wspaniałym wojem więc czemu?" - wykorzystuje fakt że dowódca chce ze mną rozmawiać i pytam dalej.
"Zrezygnował ze służby w Fastraides gdy zginął Anastariana w trakcie inwazji Plagi. Powiadają iż byli jak bracia. Kapitan bardzo przeżył śmierć przyjaciela. Obwinia się za jego zgubę gdyż mu wtedy nie pomógł, nie stanął ramię w ramię do walki z Arthasem, nie wybaczył sobie że nie zginął jak większość z naszej rasy. Opuścił służbę, lecz pozostał w Silvermoon nie angażując się w żadne poważne przedsięwzięcie. Odsunął się w cień. Słyszałem też że lubi przesiadywać w karczmie gdzie topi ból w winie i dziś właśnie to potwierdziłem..."
Wszystko ułożyło mi się w jedna całość. Te historie, on to naprawdę przeżył. Nie powiedział bym że w sercu nosi taki ból, takie cierpienie. Weteran Wojenny było to widać na pierwszy rzut oka, ale że aż taką legendę spotkałem przypadkiem w karczmie. I znowu kolejne pytania i myśli krążą mi po głowie, aż nie zauważyłem że dotarłem na miejsce. W bramie przejęli mnie wartownicy, którzy doprowadzili mnie przed oblicze Lorda Solanara. Zastępca Liadrin wymienił kilka zdań z dowódca patrolu po czym nakazał mu powrócić do codziennych zajęć.
"Nie jesteś godzien nosić ten tabard!. Nie będę tolerował takich zachowań. Jesteś Paladynem, wizerunkiem zakonu. Rzetelnym, prawym, odpowiedzialnym i punktualnym. Masz obowiązek stosować się do zasad panujących tutaj. To podstawa dyscypliny, która wpływa na nasze dobre imię." - wykrzyczał na dzień dobry gdy mnie zobaczył. Złość aż kipiała z niego. Po czym kontynuował:
"To już nie ma znaczenia. Oddaj tabard, następnie udasz się do zbrojowni oddać całe uzbrojenie i do wieczora ma Cię tu nie być. Zrozumiano?" - lekceważącym  tonem wypowiedział swoją decyzję.
"Ale Lordzie, proszę dać mi szansę to już się nie powtórzy. Przyznaje się do popełnionych przewinień ale to przez kapitana Dagorlnida. Rozmawialiśmy całymi nocami, tłumaczył mi historie naszego ludu..." - ledwo wykrztusiłem z siebie przytłoczony decyzja zwierzchnika.
"Jak śmiesz obwiniać o to tak wielkiego wojownika, on walczył z trollami jak Ciebie jeszcze nie było na świecie!! Decyzja podjęta a teraz wyjdź, nie marnuj więcej czasu tym którzy zasłużyli być tutaj." - kończąc odwrócił się i wyszedł. 
 
 
Stałem tak przez chwilę nie wierząc że przez taką głupotę zawaliłem swoje życie i marzenia. Eh Elaren na cóż było mi Ciebie słuchać, ta moja ciekawość..
"Daj ręce ściągnę kajdany a potem lepiej rób to co nakazał Lord" - mówi z żalem wartownik po czym ściąga więzy i wychodzi.
           Wracam do koszar. O tej porze są puste, gdyż wszyscy już dawno ćwiczą. Słychać dźwięk uderzanego żelaza. Prawdopodobnie kontynuują naukę walki mieczem. Pogoda piękna jak codziennie, więc tylko ćwiczyć a nie po nocy snuć się tak jak ja. Kończę pakowanie, moi współlokatorowie już byli po zajęciach. Panowała niewymowna cisza gdyż już widzieli co się stało. Inni chcieli iść do Lorda w moim imieniu prosząc o zmianę decyzji, inni mówili że może tak miało być a jeszcze inni tylko patrzyli z pogardą. Do pokoju wchodzi dowódca zmiany. Wszyscy jak jeden mąż stanęliśmy na baczność. Nawet ja choć już nie musiałem.
"Vegov zabieraj rzeczy i za mną" - wydał rozkaz po czym wyszedł.
"Tak jest" - potwierdzam przyjecie polecenia. Podnoszę torbę, stary miecz po ojcu i wychodzę. W progu rzucam wymownym spojrzeniem na innych i opuszczam lokal w milczeniu.
"Dokąd idziemy Panie?" - pytam.
"Lord Solanar chce Cię pilnie widzieć. Nakazał Cię przyprowadzić nie pytałem dlaczego" - odpowiada.
"Dziwne. Rano nie mógł na mnie patrzeć".- dopowiadam z nutką arogancji w głosie.
Docieramy do sali odpraw. Myślałem że chce mnie widzieć w swoim biurze. Otwieram drzwi i nie dowierzam co widzę.
Lady Liadrin, Lor'themar Theron, Halduron Brightwing, Lord Solanar i on Kapitan Dagorlind. Co to za nagła narada czyżby coś się stało że aż Lord Regent zaszczycił swą obecnością wraz z naczelnym dowódca sił Silvermoon Halduronem. Wszyscy stają nad ogromnym drewnianym stołem zdobiony żłobieniami w postaci herbu Krwawych Rycerzy i Quel'thalas. Dookoła krzesła lecz żaden z obecnych nie myślał by na którymś usiąść. Cała piątka przyglądała się mapie Królestwa Krwawych Elfów a w szczególności na jej południową krainę Ghoustland. Jedynie Halduron kierował palcem szkicując nie widzialna linie, linie która biegła wzdłuż Blizny pozostawionej przez Plagę aż do Deatholme. Staje na baczność informująć o swoim przybyciu.
"Melduje się Lordzie Solanar na Twój rozkaz. Czy mogę wejść?" - pytam
Wjedźcie żołnierzu - odpowiada, nie odrywając wzroku od mapy.
Wbijam wzrok w towarzysza moich nocnych eskapad. Po czym siadam na krześle przy wejściu do komnaty i czekam na dalszy rozwój sytuacji.
"Wracając do tematu. Dochodzą do nas raporty o zwiększonej aktywności nieumarłych w Ghoustland a dokładnie w Windrunner Spire. Auriferous opisuje to w liście i prosi o pomoc. Proponuję wysłanie ekspedycji do Tranquillien." - rozpoczyna Halduron.
"Może to Sylvanas pojawiła się w swoim dawnym rodzinnym domu jak zbiegła z Orgrimmaru po zabiciu Sarufanga" - wtrąca Liadrin.
"Nie przekonamy się do póki tego nie sprawdzimy. Tranquillien jakoś się trzyma lecz wiemy dobrze ze potrzebuje więcej zasobów i wojska by ustabilizować sytuację w Ghoustland. A na domiar złego trolle przy Zul'Aman coraz częściej wychodzą ze swojej twierdzy. Fastraides stawiają im opór lecz przyjdzie czas że ulegną a do tego nie mogę dopuścić. Wyślemy ekspedycje. Liadrin wyznacz Rycerzy którzy mogą ruszyć." - stwierdza Lor'themar
"Haldurion to samo tyczy się Ciebie jeśli chodzi o komandosów. Polecę Rommathowi wyznaczyć magów i wyślę posłańca do kapłanów o wystawienie delegacji. Hmm lecz kto ich poprowadzi. Dagorlind może ty? Skoro jesteś tutaj przypadkiem ośmielę się zapytać" - zapytał kapitana w stanie spoczynku po skończeniu wydawania rozkazów.
"To że jesteś władca Quel'thalas nie zmienia faktu że kiedyś to ja wydawałem Ci rozkazy, więc więcej szacunku Lordzie." - oburzył się Kapitan.
"Wybacz" - z szacunkiem i lekkim ukłonem przeprasza Theron.
"Dobrze poprowadzę ich pod warunkiem iż Vegov dołączy do mnie w tej ekspedycji." - proponuję. Bardziej pozostałych dziwi jego zgoda na objęcie dowództwa niż warunek który stawia.
Stoję z otwartymi ustami nie wierząc że po pierwsze widzę ich wszystkich w jednym miejscu a ja jako nic nie znaczący elf wraz z nimi  a po drugie mam ruszyć do Ghoustland?
"On już nie jest Paladynem. Dzisiaj rano go wyrzuciłem" - wtrąca się Solanar
"Niech będzie. Vegov przywracam Ci Twoje miejsce w zakonie Krwawych Rycerzy i mianuję członkiem ekspedycji. Będziesz służył kapitanowi gdy tylko będzie tego potrzebował. Liadrin wyposaż go w sprzęt i jutro o świcie ruszacie. Tylko bez żadnych wizyt w karczmie". - oznajmia Theron, wiedząc o wydarzeniu w gospodzie. Po czym wstaje od stołu. Widząc to zebrani z szacunku również wstali i w milczeniu czekali aż wyjdzie w obstawie Gwardii Honorowej.
"Nie masz za co dziękować Paladynie. Zbiórka wcześnie rano przed Brama Pasterza." - z uśmiechem na twarzy Elaren Dagorlind opuszcza sale odpraw.
"Proszę Vegov. Oto list z poleceniem wydania Ci podstawowego wyposażenia w tym kompletna zbroja płytową oraz miecz. Udaj się natychmiast do zbrojowni i nie spóźnij się jutro bo drugiej takiej szansy nie będziesz miał" - wręcza mi list Liadrin i wychodzi a za nim Solanar z burzą w oczach spowodowana drastycznym obrotem spraw.
Czy to się dzieje naprawę? Rano wyrzucony z zakony a wieczorem przywrócony a na dodatek ruszam w pierwsza swoją misję. Latami niektórzy czekają by wyruszyć na coś takiego. I po co mnie wezwali skoro dopiero później Dagorlind zaproponował że wyruszy w ekspedycji jeśli ja dołączę. Pewnie już dawno to omówił z Lordem Regentem a ten polecił udanie się po mnie. Z resztą teraz to już nie ma znaczenia. Pełen optymizmu odebrałem sprzęt. Wspaniała zbroja w kolorach czerwoni oraz miecz dwuręczny w tych samych barwach, lecz o wiele lżejszy od ćwiczebnych. Wracam do koszar i od razu kładę się spać. Jutro wielki dzień a poza tym nie spałem od dwóch dni. 
 

 
              Następnego dnia przywdziałem zbroje. Pasowała idealnie a prezentowała się jeszcze lepiej. Ciężar doskwierał lecz zbrojmistrz mówił że się przyzwyczaję. Zabrałem tygodniowy wikt i wyszedłem na plac treningowy. Czekało już na mnie czworo Krwawych Rycerzy, bardziej doświadczonych niż ja, zapewne nie raz już brali udział w takim działaniu. Na zbrojach nosili ślady walk. Naderwana peleryna, zaplamiony jakąś cieczą talbard, bądź rysy na naramiennikach i hełmach. Udajemy się w milczeniu w umówione miejsce. Przed bramą w zbroi Fastraides na swoim wierzchowcu zasiadał Kapitan Dagorlind wydając ostatnie polecenia i instrukcje. Przy pasie wisiał kołczan po brzegi wypełniony strzałami. Znajdował się w tym samym miejscu gdzie odruchowo kierował rękę na naszym pierwszym spotkaniu w karczmie. Zbroja w kolorze brunatnej zieleni z brązowymi wstawkami i żelaznymi piórami, płaszcz t ak długi że aż zakrywał zad Sokolego Biegacza. Na plecach długi łuk, koloru kremowego , przypominający gałąź drzewa rosnącego w lasach przed miasta. Dawał wrażenie zerwanej gałęzi przeciągniętej od końca do końca cięciwą. Przy bliższym badaniu widać było dobra rękę rzemieślnika, który wykonał broń bardzo precyzyjnie. Po mimo wielu lat nie widać śladów zużycia bądź drastycznych uszkodzeń. Ekspedycja prawie w komplecie brakowało jedynie magów. Nikogo nie zdziwił fakt, że ich nie ma, gdyż każdy wiedział że magowie maja czas na wszystko. Taka ich natura, wyniośli i zadufani.
"Ach Vegov dołącz do mego boku. Rozkazem naszego władcy masz być moim kimś pokroju giermka." -  zaczął dowódca wyprawy na mój widok.
"Masz wierzchowca? Czyżbyś jeszcze nie dosiadał jednego ze słynnych rumaków zakonu?" - zapytał.
"Nie było mi dane mój Panie. Chyba jeszcze nie zasłużyłem na ten zaszczyt." - odpowiadam.
Nagle za moich pleców odzywa się jeden z Rycerzy Krwi którzy przybyli ze mną.
"Kapitanie jeśli sobie życzysz pośle po rumaka dla młodzieńca" - zameldował
"Dziękuje nie ma takiej potrzeby. Widzę że tylko ja dosiadam Sokoła, gdyż reszta przydzielonych wierzchowców służy nam za transport wyposażenia więc i ja tak uczynię. Ghoustland leży nie daleko możemy iść na piechotę."  - oznajmił
"Tak jest" - potwierdził rycerz po czym się oddalił.
"Cóż to za posunięcie Panie? Dowódca nie powinien się wyróżniać na tle innych?" - ironizując pytam.
"Nie musisz mnie tytułować. W karczmie tego nie robiłeś". - odpowiedział.
"Wolę pozostać w relacji hierarchicznej mój Panie a po drugie w karczmie nie widziałem kim jesteś." - wypowiadam ze złością.
"Jak wolisz Paladynie. Wracając do pytania. Nie wyróżniając się jazda na wierzchowcu okazuje swoją równość i szacunek wobec każdego członka drużyny. Jak oni idą to ja też, jak oni walczą w pierwszej lini to ja z nimi. Oto pierwsza lekcja dla Ciebie." - tłumaczy po czym się rozgląda.
"O sam Wielki Magister Rommath odprowadził swoich magów w miejsce zbiórki". - szyderczo oznajmia.
Pięcioro magów ubranych w długie szaty koloru ciemnej czerwieni z elementami złota z wyszytym herbem Krwawych Elfów na piersi a w dłoni każdy z nich dzierży kostór. Na pierwszy rzut oka widać że kostury różnią się od siebie prawdopodobnie zależy to od osobistych preferencji właściciela. Wśród nich znajdowała się jedna kobieta zmysłowo piękna o włosach ciemnych jak heban, oczach w kolorze jasnej zieleni co wyróżniało ją od jej towarzyszy. Poruszała się z gracja i delikatnością. Zapatrzyłem się na nią jak bym był w transie i oczywiście na moje nieszczęście wyczuła to rzucając mi pogardliwe spojrzenie zakończone energicznym odwróceniem głowy w prawą stronę. Ładny początek znajomości.
"Kapitanie Dagorlnid oto moi najlepsi magowie niech służą Ci jak najlepiej. Jeśli będzie to możliwe skontaktuj się z Magister Kaendris który znajduje się w Sanktuarium Słońca. Udzieli Ci potrzebnych informacji i pomocy a jeśli zakończycie zadanie moi magowie pozostaną tam by go wesprzeć w badaniach. A jeszcze jedno Lord Regent Lor'themar Theron kazał Ci przekazać, iż na bieżąco masz go informować o poczyniach i ustaleniach." -  zacząął Rommath po czym wręczył list od Lorda Regenta w którym znajdowało się potwierdzenie słów maga.
"Dziękuje Ci Wielki Magistrze za udzielona pomoc i rade. Oczywiście wyślę Twoich poplecznikow do Sanktuarium tak jak sobie życzysz". - dostojnie odpowiada, delikatnie kłaniając się głowa w wyrazie szacunku. 
 

"Dziękuje Kapitanie i powodzenia" - cofnął się, wypowiedział zaklęcie i zniknął.
"Jesteśmy w kompelcie. Nie ma na co czekać. Wyruszamy. Kierujemy się wzdłuż Martwej Blizny, sprawdzimy czy nieumarli nie zapuścili się w większej liczbie na nasze ziemię. Trąbić rozkaz do wymarszu." - wydał rozkaz po czym pdezwał się róg. Słysząc to każdy wstał i ruszył za dowódca.
"Moja pierwsza wyprawa nie wiem jak ma się zachować i co robić mój Panie" - stwierdzam z rozczarowaniem w głosie.
"To normalne nikt nie wie co nas czeka zwłaszcza ktoś tak nie doświadczony jak ty moj uczniu" - pociesza mnie Elaren.
"Uczniu? Fastraides będzie uczył paladyna?" - zdziwiony pytam.
"Owszem, mówiłem że jest coś w Tobie, coś co mówi mi by dać Ci szansę. Więc nauczę Cię wszystkiego co umiem. Wiadomo strzelać z łuku to ty umieć nie będziesz lecz wszystko inne czemu nie". - z uśmiechem na twarzy towarzysz mój kontynuuje podróż.
"Niech tak będzie mój Panie" - stwierdzam po czym ruszamy przez bramę, aż dochodzimy do Blizny wzdłuż której ekspedyzja obiera kierunek.
           Każda formacja która dostała rozkaz o wystawieniu delegacji od Therona wyznaczyła po pięcioro ludzi, jedynie Fastraides wyznaczyło dwudziestu gdyż jak mówił Dagorlind połowa z nich po dotarciu do krainy duchów udaje się na wschód na przyczółek w którym stacjonuja komandosi na granicy z ziemiami Trolli. Czarno szary pas szerokości ponad 100 m będący pamiątka zagłady, bólu i cierpienia zawsze będzie z nami. Nasz lud nawet podjął próby uleczenia ziemi lecz wszytkie próby zostały spalone na panewce. Ziemia została przesączona śmiercią i plugastwem za głęboko by nasza magia mogła coś zrobić. Nawet Cenarius czy Yesera nie byli by w stanie zmazac skazy z ziem Quel'thalas.  Reszty maszyn oblężniczych zwanych wozami mięsa, zardzewiała broń bądź kości wysuszone od słońca i wiatru znajdowały się bliźnie a im dalej od miasta tym częściej spotykaliśmy błąkające się czarne zjawy, których zachowanie sugerowało iż nie jesteśmy w ich zainteresowaniu, lecz na ich nieszczęście one były w zainteresowaniu naszych magów. Kula ognia bądź sopel lodu kierował się za każdym razem gdy zjawa była w zasięgu czaru. Rozpływała się od razu po zetknięciu z efektem zaklęcia. Nawet zauważyłem jeden słup światła wbity w cel, któryś kapłan pozwolił sobie na naciągnięcie zasad kapłaństwa i wyładował złość na powierniku Plagi. W połowie drogi do granicy z Ghoustland zaczęły pojawiać się uzbrojone szkielety, zazwyczaj pojedynczo, uzbrojone w miecz a na kościach zwisały elementy zbroi. Tym razem Fastriders nie przepuścili okazji i skierowali swoje łuki w ich kierunku. Strzelali w marszu co świadczyło o ich umiejętnościach. Takie postępowanie nie podobało się dowódcy kampanii za każdym razem kręcił przecząco głową lecz sam dobrze widział co czują jego żołnierze, wspomnienia wracały gdy im podobni w ogromnej liczbie najechali te lasy kraczac ta samą drogą. Dotarliśmy do rzeki Elrendar, która była granicą krain.
"Przekroczymy rzekę przez most a następnie udamy się do Tranquillien. Rozkazuje wam hamować  emocje i nie zabijać pojedynczych nieumarlych gdyż Plaga na tych ziemiach jest silniejsza i liczniejsza. Nie wiemy co tam spotkamy. Najpierw potwierdzimy informacje w osadzie a następnie zaplanujemy dalsze działanie. Czy to jasne?" - wydał rozkaz Dagorlind.  Cała reszta jak jeden mąż krzyknęła "Tak jest" i ruszyliśmy w stronę mostu. Przy moście znajdował się budynek w który zmieszkiwała nieumarła w służbie Królowej Banshee. Jest tu jak i mu podobni by wspierać nas w walce z Plaga w tym rejonie. Ten oto nieumarły przysłużył się jednemu z nas a dokładnie posłańcowi ratując go od śmierci. Nie mogłem oderwać od niego wzroku gdyż pierwszy raz widizałem nieumarłego jako naszego sojusznika.
"Jesteś gotowy" - zapytał Kapitan 
 

"Tak jest mój Panie" - odpowiadam krótko.
"Masz co do joty wykonywać moje polecenia jak już tam będziemy. Jak mówię uciekaj to uciekasz, jak mówię stój i walcz to stoisz i walczysz. Zrozumiano?" - kontynuuje dowódca tonem ciężkim i dosadnym
"Będzie tak jak rozkażesz" - odpowiadam z niepewnością. O co może mu chodzić? Nie wiem ale ufam mu, walczył już nie raz a ja? Moim jedynym przeciwnikiem był drugi adept zakonu bądź manekin.
         Nasze stopy stanęły na drewnianym moście a przed nami Kraina Duchów.
Witajcie. Już pewnie domyślacie się gdzie masz bohater dotarł. Mrocznej krainy Ghoustland lecz Królestwa Quel'thalas. Wierzcie albo nie kiedyś te lasy tętniły życiem tak jak w Ewersong Forest. Rozpisałem się o losach naszego bohatera więc  w następnym wpisie przybliżę Lorowo poznanej krainy.
        Jesteście zainteresowani dalszą historia młodego Paladyna? Dajcie znać :) W następnym wpisie skupimy się na krainie Ghoustland. Do zobaczenia :)



Autor: Vegov



Komentarze

Copyright © Ścieżki Azeroth