Wschodnie Ziemie Plagi


- Halduronie, czemu jest ich czworo? Myślałem, że wysyłamy tylko dwóch Paladynów - rozpoczął Lor'themar Theron, widząc naszą drużynę na odprawie.
- Tinwerina? Co tutaj robisz? Przygód ci się zachciało? Kto ci pozwolił? - wtrącił wściekły Rommath.
- Ja, Wielki Magistrze. Stanęła za paladynami murem, gdy wydałam im rozkazy. Telanis nie był gorszy. - rzuciła Liadrin, zanim czarodziejka zdążyła odpowiedzieć.
- Jakim prawem wtrącasz się w sprawy magistrów? Rozkazuj swoim paladynom, a ponadto nie zapominaj kto się przyczynił do tego, kim teraz jesteś! - wrzasnął Wielki Magister
- Nie zapomniałam, Rommath! Jak dzięki wyrwanej siłą magii narru stworzyłeś Rycerzy. Gdybym wiedziała jakie skutki to niesie, na pewno bym się na to nie zgodziła. Jedynie czysta, dobrowolna Światłość daje pełnię możliwości i satysfakcji z bycia Paladynem! Ta dziewczyna ze łzami w oczach prosiła o to, by do nich dołączyć, w ten sposób chce upamiętnić  zmarłego mentora! Ty nigdy tego nie zrozumiesz, zadufany egoisto! - wokół Lidrian mimowolnie utworzyła się delikatna, jaskrawa poświata.
- Jak śmiesz nazywać mnie... - Rommath przerwał w pół zdania, mając już w ręku kostur, gdy usłyszał stanowczy głos Lorda Regenta:
- Zaprzestańcie oboje! Dziewczyna i powiernik pójdą z nimi, bo ja tak rozkazuję, nie dlatego, że Liadrin tak chce. W czwórkę mają większą szansę na przetrwanie. Czy to jasne? Liadrin, powinnaś wcześniej mnie o tym powiadomić,   a ty, Rommath, trzymaj nerwy na wodzy. Aż tak cię to zabolało, że podjęła decyzję za ciebie? Jak dzieci... - Theron wstał, położył dłonie na stole i skierował wzrok na swoich doradców. Po krótkiej ciszy, rozpoczął Halduron:
- Więc kwestie składu już mamy ustaloną. Telanis, twój Sokoli Biegacz jest gotowy do podróży, znajdziesz go z pozostałymi wierzchowcami. Cel macie porosty - ustalić, czy w Zul'Mashar znajdują się trolle, a następnie udać się do Kaplicy Paladynów i uzyskać jak najwięcej informacji o trollach, bądź o tym, co je spotkało. Proponuję, że kiedy tylko znajdziecie się na ziemiach Plagi, rozbijcie obóz w loży Quel'Lithien. Rozeznajcie się czy znajduje się tam cokolwiek co może wam pomóc. Ponadto sam jestem ciekaw co tam zastaniecie. - generał tłumaczył cel misji.
- Lethorin, oto list. Przekaż go lordowi Maxwellowi Tyrosusowi. Opisałam w nim wszystko co musi wiedzieć, na podstawie tego udzieli wam koniecznej pomocy. Prosiłam go, by wykonał pisemny raport odnośnie ruchów wojsk Plagi na granicy z Krainą Duchów. - Liadrin wręczyła list starszemu Krwawemu Rycerzowi.
- Czy macie jakieś pytania? Jeśli nie, to życzę wam powodzenia. Gdy przekroczycie granice Quel'thalas, to nie będzie tak łatwo, jak tutaj. Zostaniecie zdani na siebie. Ufajcie i pomagajcie sobie, a wykonacie zadanie. Niech was prowadzi moc Studni Słońca. - oznajmił władca Silvermoon.
Wyszliśmy na zewnątrz. Moi trzej towarzysze ruszyli ku wierzchowcom, w momencie kiedy chciałem podążyć za nimi, zatrzymała mnie dłoń oparta na moim barku. Odwróciłem się, Elaren stał z twarzą pełną troski i obaw:
- Uważaj na siebie. Tamte ziemie nie są tak bezpieczne, jak tutaj. Ghostlands, w porównaniu do Wschodnich Ziem Plagi, jest przytulnym miejscem. Pamiętaj czego się nauczyłeś, strach to nie ujma, tylko głupi się nie boi. Strach motywuje do działania i podjęcia jakichkolwiek czynności, by ratować życie. Polegaj na przyjaciołach, Vegov, gdyż mogą być twoim jedynym wsparciem. Proszę, przyjmij ten sztylet, nie raz ratował mnie z opresji. Ukryj go dobrze, lecz w miejscu, gdzie łatwo będziesz mógł go dobyć. - Dagorlind wyjął ze skórzanej pochwy srebrny sztylet z delikatnie wygiętym w prawą stronę końcem ostrza.   Mieniło się   delikatną poświatą, na bocznej stronie ostrza znajdował się napis w języku elfów. Rękojeść była   prosta, w kolorze czarnym, z trzema delikatnymi poziomymi paskami w kolorze złota.
- Panie, nie mogę tego przyjąć. - wykrztusiłem zszokowany, widząc tak wspaniały dar.
- Proszę, weź go. Służył mi wiernie od moich młodzieńczych lat. Nie raz ratował mnie z opresji. Niech i teraz ciebie strzeże. Proszę, zrób to dla starego weterana - nalega kapitan.
- Nie jestem godzien go posiadać, ale dziękuję.- wziąłem sztylet w dłonie. Bardzo lekki i ostry.
- A co z tobą i dalszą misją tutaj? - dopytywał.
- Wciąż mam tutaj misję do wykonania. Zaraz po waszym wyjeździe wyruszamy wraz Lor'themarem i całym orszakiem wojsk ku Iglicy. Szkoda, że cała armia przybyła dopiero teraz. Pamiętaj co ci mówiłem i uważaj na siebie... Będę   z niecierpliwością oczekiwał twojego powrotu. - ze smutkiem w głosie oznajmił Elaren, po czym objął mnie jak syna, a następnie wrócił do namiotu. Podniosłem, wyposażenie i dołączyłem do reszty. Czekali już na mnie, lecz z szacunku nie ponaglali mnie. Zamontowałem bagaż na Spopielonym, podszedłem do jego głowy i wyszeptałem:
- Bałem się o ciebie, mój przyjacielu. Nie opuszczaj mnie nigdy w taki sposób. Przejdziemy przez to razem. - następnie wskoczyłem na grzbiet Ash'falarah.
- Skoro jesteśmy w komplecie, to ruszamy. Kierunek przełęcz Thalassańska, gdzie przyjdziemy przez ostatnią ocalałą bramę, która zaprowadzi nas na ziemię Plagi. Trzymajcie się blisko, nie będziemy się spieszyć, ale teraz możemy liczyć tylko na siebie. - z uśmiechem oznajmił Lethorin, po czym ruszył brukowaną ścieżką na południe. Po godzinie jazdy znaleźliśmy się na przełęczy, droga pięła się ku górze. Z oddali w dole widzieliśmy Martwa Bliznę oraz Deatholme. Drzewa ustępowały pagórkom i coraz wyższym szczytom. Przed nami ukazała się ogromna brama w kolorze brudnej bieli z czerwonymi dachami wież. Przed wejściem znajdowały się proporce Plagi; potwierdzały, że tym właśnie przejściem nieumarli dostali się do Quel'thalas. Po przekroczeniu granicy, powietrze stawało się coraz bardziej ciężkie. Otaczały nas wysokie, pomarańczowe i jasnobrązowe skalne ściany. Objęła nas mgła, niewystarczająco gęsta, by uniemożliwić nam widoczność, ale była wszechobecna. Sprawiała wrażenie, jakby cała kraina była w niej zawieszona.
- Ta mgła jest wszędzie, oplata cała krainę, musicie się przyzwyczaić. Niedługo wyjdziemy z przesmyku, bądźcie czujni, tutaj naprawdę śmierć czyha wszędzie. - ostrzegł nas paladyn. Tak jak mówił, ścieżka wyprowadziła nas z przesmyku, a naszym oczom ukazała się przeklęta kraina. Jak w Ghostlands nie można było spotkać zwierzyny leśnej, to tutaj dało się wyczuć, że lasy był martwe. Nie było zwierząt, natura stanowiła jedynie karykaturę samej siebie. Uschnięte drzewa i krzewy, a między nimi o ogromne robactwo poszukujące zbłąkanej ofiary. Nieumarli pojawiali  się częściej, jedynie stronili od głównej drogi. Byli bardziej uzbrojeni i chyba nawet bardziej świadomi niż ci w Krainie Duchów. Tutaj spotkać ich można było wszędzie, nie zaś jak miało to miejsce w Ghostlands – tam nieumarli znajdowali się głównie na   Martwej Bliźnie. Przeszedł mnie dreszcz na widok tej przeklętej lokacji. To tutaj Plaga odcisnęła największe piętno, tutaj i na sąsiadującej na zachodzie krainie.
- Oto Wschodnie Ziemie Plagi - wyszeptał krótko Lethorin.
         Witajcie, po kilku wpisach skupionych głównie na opowieści, przyszedł czas na trochę lore. Przed nami stoi kolejna kraina do poznania. Kolejny ślad inwazji Plagi na wschodnie Azeroth. Postaram się wam przybliżyć Eastern Plaguelands. Zapraszam. 

( Wschodnie Ziemie Plagi - autor nieznany )

Eastern Plaguelands


        Zrujnowana kraina, w której Plaga odcisnęła największe piętno. Ziemia chora, koloru ciemno brunatnego, nie rodzi żadnych owoców. Uschnięte drzewa idealnie oddające stopień skażenia tej przeklętej krainy. Kolorystka lokacji bazuje na ciemnym brązie, pomarańczy oraz szarości, a charakterystycznym efektem w tej krainie jest wszechobecna mgła, która nigdy nie ustępuję. W lasach i ruinach   grasują głównie nieumarli, począwszy od szkieletów, na wszelakich upiorach, kultystach itp. skończywszy. Jednakże natknąć się można również na ogromne pełzające robale bądź nietoperze, dziki i niedźwiedzie, lecz to ożywione karykatury dawnych siebie. Każdy się zgodzi, iż najważniejszym obiektem w tej krainie jest zrujnowane miasto Stratholme, gdzie Plaga szerzy się najliczniej. Przed upadłym miastem rozciąga się Plaguewood, niegdyś bujny i ogromny las, dziś gigantyczne   drzewa, pod wpływem spaczenia ziem,i przemieniły się w ogromne grzyby, stanowiące schronienie dla wojsk Plagi. Opis tego ongiś wspaniałego miasta Lorderonu znajdziecie niżej. W Eastern Plaguelands placówką stawiającą opór Pladze jest Kaplica Nadziei Światła, w której rezydują członkowie Argent Crusade. Mają za zadanie wyplewić nieumarłych z tym ziem, lecz nigdy im się to nie uda, ponieważ na wschód od kaplicy znajduję się lokacja startowa Rycerzy Śmierci, ale o tym później. Placówką, która równie dobrze stawiała opór, była Szkarłatna Krucjata. Znajdowali się w Enklawie Szkarłatnej Krucjaty na południe od Kaplicy Nadziei Światła. Niegdyś Wspaniała twierdza, dziś znaleźć możemy tam ruiny powstałe w skutek działań wysłanników Lich Kinga. Szkarłatnej Krucjacie poświęcę osobny wpis, gdyż ich historia jest bardzo ciekawa.
        Wschodnie Ziemie Plagi kiedyś były piękną i żyzną krainą Eastweald. Znajdowały się w niej liczne wsie i miasteczka, a sama kraina stanowiła klejnot   królestwa Lorderonu.   Stratholme było drugim największym miastem w Lorderonie, to właśnie tam zostali namaszczeni pierwsi paladyni. Ponadto ważniejszymi lokacjami były również   Darrowshire, Corin`s Crossing oraz Tyr`s Hand. Gdy upadły książę powrócił jako Rycerz Śmierci, skalał te ziemie doszczętnie, a zrujnowane miasto Stratholme stanowiło dla niego bazę wypadową. Chciałbym przybliżyć wam historię, według mnie istotną dla Lorderonu, lecz niestety zapomnianą -   historię krwawego oblężenia miasteczka Darrowshire. Gdy nieumarli zalewali królestwo Lorderonu, ghul, Horgus Niszczyciel i rycerz śmierci, Marduk Blackpool, ruszyli ku Darrowshire. Widząc nadchodzącą armię, reszta paladynów, pod dowództwem Davila Crokforda, która przeżyła ”czystkę” Arthasa, stanęła im naprzeciw w obronie miasta. Wspierani byli przez miejscową milicję, której przewodził Josepha Redpatha. Atak dzielił się na trzy fazy: w pierwszej miasto zalała armia szkieletów, które zostały z łatwością odparte. Widząc klęskę, drugi atak poprowadził Rycerz Śmierci. Szala zwycięstwa przechylała się na stronę Plagi, lecz w tej chwili do walki dołączyli paladyni, którzy ustabilizowali linię frontu. Ostateczny atak nastąpił w momencie dołączenia Horgusa do bitwy. Walczyli dzielnie, ale niekończąca się armia żywych trupów w końcu zalała miasteczko. Crokford, w krwawym pojedynku, zabił Horgusa, lecz zapłacił za to ogromną cenę. Kapitan Redpath stanął do walki z   Mardukiem, który wykorzystał daną mu moc przez swojego mistrza, Lich Kinga, i wyrwał duszę kapitana z ciała tworząc monstrum Plagi. Będąc na usługach swoich ciemiężycieli, Crokford zabijał każdego człowieka na swojej drodze, w tym kobiety i dzieci. Nie przepuścił żadnego domostwa czy też budynku gospodarczego, zabił wszystko, co było żywe. Po bitwie miasto zostało doszczętnie zniszczone, a armia Plagi ruszyła dalej zalewać Lorderon. Bitwa ta była punktem kulminacyjnym upadku całej krainy. 

( Mapa Wschodnich Ziem Plagi w World of Warcraft )

         W World of Warcraft Classic nad lasem Plaguewood lewituje cytadela Naxxramas, w której rezyduje Herold Plagi, Kel`thuzad. Widząc to, Darion Mograine zebrał siły Argent Dawn, i uderzył na cytadelę. Pierwotnym planem było sprowadzenie Naxxramas na ziemię i zniszczenie jej, lecz   nieprzyjaciel stawiał znaczny opór. Darion uratował duszę swojego ojca, Alexandrosa Mograine'a,   który jako marionetka Plagi   dzierżył spaczonego Ashbribgera. Opór nieumarłych osłabł, gdyż Alexandros był członkiem pierwszych Czterech Jeźdźców. Ofensywa Argent Dawn brnęła naprzód, gdzie w ostatniej bitwie starła się z liszem. Kel`thuzad przeżył walkę i zdołał uciec wraz z cytadelą nad mroźne Northrend. W dodatku Wrath to the Lich King na wschodnich ziemiach krainy pojawiła się kolejna lewitująca cytadela Plagi: Acherus: The Ebon Hold. Dodano również kawałek ziemi stanowiącej miejsce rozgrywania się   pierwszych zadań DK. Większe zmiany zostały również wprowadzone w dodatku Cataclysm. Srebrna Krucjata wzmocniła swoją pozycję na ziemiach Plagi. Odbili takie lokacje jak: Kaplicę Nadziei Światła, Hearthglen i cztery wieże obserwacyjne. W zdobytych lokacjach natura powoli   wraca do stanu przed inwazją nieumarłych. Dostrzec tam można bujną trawę, liczne drzewa i krzewy. Efektem tak drastycznej zmiany było połączenie sił Krucjaty z Kręgiem Cenariusa, mających za cel uratowanie natury w obu krainach plagi. Kolejną siłą, która skupiła swoje działania w tej przeklętej krainie, jest Bractwo Światła. Organizacja wróciła z mroźnej północy po zwyciężeniu upadłego księcia i skupili się na eliminacji sił plagi w Plaguelands. Trwali w sojuszu z Argent Crusade, lecz współpraca chyliła się ku upadkowi, spowodowana różnicą poglądów. Bractwo podjęło próbę odbicia Stratholme i Tyr`s Hand, jednak ich wysiłki okazały się   bezskuteczne. Ciekawostką, o której, przyznaję się bez bicia, sam nie wiedziałem, jest fakt, iż głównym zadaniem fabularnym w Wschodnich Ziemiach Plagi jest dołączenie do karawanu worgena-kupca, o imieniu Fiona. Towarzyszą jej dwaj paladyni: Gidwin Goldbraids i Tarenar Sunstrike i w miarę rozwoju wątku, nasz bohater oraz spotkani paladyni, dołączają do Argent Crusaders w Kaplicy Nadziei Światła, by wyplewić nieumarłych ze Wschodnich Ziemi Plagi. To by było na tyle, jeśli chodzi o omówienie ogólne krainy. Skupmy się na konkretnych lokacjach. Wszystkie grafiki pod lokacjami są faktycznymi lokacjami w grze World of Warcraft.


•    Kaplica Nadziei Światła/Light's Hope Chapel – jest to baza wypadowa wojowników Argent Crusade. Na początku była skromną kaplicą, lecz po pokonaniu Lich Kinga została wyremontowana i rozbudowana, gdzie w chwili obecnej jest dobrze prosperującą warownią. W jej katakumbach spoczywają bohaterowie Lordaeronu, głownie paladyni, gdyż w murach tego świętego kościoła nie sięgnie ich moc Plagi, czego przykładem była próba wcielenia Tiriona Fordringa do nowo powstałych Czterech Jeźdźców. Sama Światłość stanęła w obronie ciała swojego wiernego wyznawcy, nieomal   zabijając wysłanników Rycerzy Śmierci. Argent Dawn to organizacja powstała z ocalałych Paladynów Srebrnej Ręki i byłych członków Szkarłatnej Krucjaty, którzy odeszli z ich szeregów nie zgadzając się na ich metody działania. Ów zakon obrał sobie za siedzibę Kaplicę Nadziei Światła i pozostał w jej władaniu aż do utworzenia Argent Crusade przez Tiriona Fordringa. Obecny lider, Maxwell Tyrosu,s nadal przewodzi obecnym tam paladynom. Kaplica była wielokrotnie atakowana. To w trakcie oblężenia przez siły Plagi dowodzone przez Khel`Thuzada, Darion Mograine w akcie miłości i poświecenia za zmarłym ojcem, wbił spaczonego Spopielacza w swoją klatkę piersiową. Miecz nie został oczyszczony, a sam Darion zamieniony w Rycerza Śmierci, który dzierżył spaczoną broń. Jego poświecenie przeważyło losy bitwy, gdyż duchy poległych bohaterów Lordaeronu opuściły groby pod kaplicą i ruszyły do boju, niszcząc każdego żywego trupa na swojej drodze. Kel`thuzad i Darion zdołali zbiec. Największym zagrożeniem, które przybyło pod bramy kościoła, był atak Rycerzy Śmierci pod dowództwem właśnie ww. Dariona, lecz tej bitwie chcę poświęcić osobny wpis. W dodatku Legion, w katakumbach kaplicy, znajduję się Sanctum of Light, czyli class hall paladynów z Azeroth. Zrzesza wszystkich paladynów, głownie Krwawych Rycerzy, Ręki Argus, Sunwalkerów itp., którzy razem stanowią zrekonstruowany Zakon Srebrnej Ręki.


•    Ręka Tyra/ Tyr`s Hand – niegdyś wspaniałe miasto ludzi, święta metropolia uważana za miasto kościołów. Lokacja znajduję się na skrajnym wschodzie krainy, w pobliżu zatoki Tyra. Około 2700 lat temu , po wygranej Wojnie Troll, pierwsi ludzie – Arathor, zajęli krainy, które kiedyś będą nazwane Królestwem Lordaeronu. W tym też kraina Estweald, w której to powstała miejscowość Ręka Tyra. W Lordaeronie pielęgnowano wiarę w Światłość, co przyczyniło się do rozpowszechnienia tej religii w śród narodu ludzi. W trakcie Drugiej Wojny w mieście wybuchł bunt chłopów, doszło do licznych zamieszek, które stłumili paladyni Srebrnej Ręki, wysłani do miasta. Jak się okazało, bunt został wszczęty przez szpiegów królestwa Alterac, by ukryć ich konszachty z orkami. W trakcie inwazji Quel`thalas w trakcie Drugiej Wojny, orkowie najechali Rękę Tyra, niszcząc ją doszczętnie, a w zatoce Tyra postawili fortecę, by przeciąć szlaki zaopatrzenia dla elfów od Sojuszu Lordaeronu. Nastała Trzecia Wojna, Estweald zostało najechane przez Plagę i nazwane Wschodnimi Ziemiami Plagi. Następnie miasto zostało odbudowane, a rządzący nim Lord Valdelmar dzielnie stawiał opór rozprzestrzeniającym się nieumarłym. Ataki następowały codziennie, czasem po kilka razy, brakowało zaopatrzenia i wyżywienia. Z pomocą przybyli paladyni Srebrnej Ręki, nawiązali sojusz, który dawał wsparcie dla miasta, a dla Srebrnej Ręki była to szansa na uzyskanie nowych rekrutów. W momencie, gdy zakon upadł, władca Ręki Tyra sprzymierzył się z Szkarłatną Krucjatą, gdzie Lord Valdelmar przyjął tytuł Najwyższego Krzyżowca. W grze World of Warcraft Szkarłatna Krucjata z miasta wysyłała zaopatrzenie do wielu swoich placówek, przyczyniając się do wzrostu oporu wobec Plagi, co możemy zaobserwować   w postaci patroli Szkarłatnej Krucjaty na głównych traktach krainy. Za cel obrali sobie odbicie miasta Stratholme, lecz wysłani żołnierze wpadli w pułapkę Hordy, a dokładnie Krwawych Rycerzy, którzy w mieście szukali fiolki Świętej Wody Opactwa. Woda ta znajdowała się w opactwie Faola, w którym to namaszczono pierwszych paladynów. W zadaniu klasowym paladynów Krwawych Rycerzy, gracz udaje się do pierwszej wersji instancji Stratholme, by zdobyć ową fiolkę potrzebną do wykonania zadania związanego z klasowym mountem - Thalassian Charge. W dodatku Wrath of the Lich King, Ręka Tyra wraz z Havenshire i Nowy Avalon utworzyły Szkarłatną Enklawę. Nad lokacją pojawiła się nekromancka nekropolia Archeus, z której Rycerze Hebanowego Ostrza dokonywali ataków na tęą placówkę. Z oblężenia ocalała jedynie Ręka Tyra, gdyż wierni żołnierze Lorda Valdelmara zostali, by walczyć, gdy reszta Szkarłatnej Krucjaty udała się do Northrend stawić czoła Królowi Lichowi, tworząc tam Scarlet Onslaught. W dodatku Cataclysm przebiegły lord demonów, Balnazzar, w postaci Wielkiego Krzyżowca Saidana Dathrohana, którego wcześniej zabił, przejął kontrolę nad Ręką Tyra, zamieniając większość mieszkańców w nieumarłych. Widząc narastający obłęd Szkarłatnej Krucjaty i obecność nieumarłych w jej szeregach, Bractwo Światła wysłało stu swoich wojowników, żebyby dokonać oblężenia. Z pomocą przybyli poszukiwacze przygód,, którzy oczyścili miasto, zabijając na końcu nieumarłego lorda Valdelmara. Bractwo przejęło kontrolę nad miastem.


•    Coring`s Crossing – Jest to kolejne mniejsze miasteczko na terenie Wschodnich Ziem Plagi, które popadło w zapomnienie po Trzeciej Wojnie.   Było to miasteczko rolniczo-handlowe, jeśli mogę to tak nazwać. Charakteryzowało się licznymi polami wokół całej miejscowości a jego usytuowanie na głównym skrzyżowaniu dróg łączących Stratholme, Rękę Tyra i Andorhal, sprzyjało rozwojowi handlu. Po inwazji Plagi miasto umarło i obróciło się w ruinę. Znajdziemy tam nieliczne zabudowania, które są karykaturą dawnych siebie. Nieumarli stacjonują w przeklętej miejscowości, jako punkt wypadowy do dalszych działań.


•    Zul`Mashar – niegdyś stolica plemienia trolli zabójców – Mossflayer. Znajduje się na północnym wschodzie krainy. Umiejscowienie nie jest przypadkowe, gdyż jest na granicy z Quel`Thalas. Plemię leśnych trolli, które wspierało Amanów w różnych działaniach wojennych jak np. dołączenie do Hordy w trakcie Drugiej Wojny.   Niegdyś liczne plemię, które w wyniku walk z wojskami Lordaeronu, traciło na liczebności.   Mossflayer posiadało liczne ziemie, lecz w wyniku walk stracili niemal wszystko, ratując ostatnich członków w Zul`Mashar. Głównym budynkiem miasta jest Mazra`alor, w którym znajduję się/bądź znajdował się wódz plemienia Thersh`jin. Nie wiem czy trolle nadal tam przebywają, więc ciężko określić mi obecny stan. W World of Warcraft ta lokacja jest znana archeologom, gdyż stanowi miejsce wykopalisk.


•    Crown Guard Tower, Light's Shield Tower, Eastwall Tower, Northpass Tower, Plaguewood Tower – pięć wież zwiadowczych umiejscowionych w strategicznych miejscach krainy. Pewnie każdy, kto expił w tym rejonie natknął się na którąś z nich. Dla mnie to też jeden z charakterystycznych elementów tej krainy. W trakcie Trzeciej Wojny zniszczone przez Plagę, lecz zostały odbudowane dzięki Argent Crusade. Zauważyć można, iż w okolicy wież przyroda wróciła do życia, występują liczne trawy, krzewy i drzewa.


•    The Mariss Stead – jest to małe gospodarstwo na północnym zachodzie krainy. Należało do rodziny Marissów. Dlaczego o tym wspominam? Gdyż był to za życia dom czempiona Mrocznej Pani, a dokładnie Nathanosa Marissa Blightcallera. W klasycznej wersji WoWa właśnie tam możemy spotkać Nathanosa, który przydziela zadania dla graczy Hordy. W obecnych czasach chata jest opuszczona.


•    Darrowshire – jest to wieś na południu krainy. To właśnie w tej wsi odbyła się najbardziej krwawa bitwa we Wschodnich Ziemiach Plagi. Wspomnieliśmy o tym wyżej. Dziś to miasto ruin, gdzie spotkać można błąkające się duchy poległych obrońców i nieumarłych. W World of Warcraft, gdy znajdziemy się we   wsi i mamy bardzo dużo szczęścia, możemy ujrzeć wspomnienie, które jest inscenizacją tragicznej bitwy.


•    Northdale – mieścina na północ od Light`s Hope Chapel. Opuszczona wieś, w której błąkają się nieumarli. Dla Paladynów Srebrnej Ręki Northdale objęte jest złą sławą, gdyż właśnie tutaj Taelan Fordring, syn jednego z największych przedstawicieli zakonu, czyli Tiriona Fordringa, wyrzekł się światłości na rzecz Szkarłatnej Krucjaty.


•    Terrordale – małe miasteczko leżące w północno-zachodniej części Eastern Plaguelands. Możemy tam spotkać liczne jednostki nieumarłych, jak i martwe zwierzęta. W niedalekim sąsiedztwie znajduje się wejście do tunelu Terrorweb, w którym grasują nieumarłe jednostki. W miejscowości tej paladyni Sojuszu wykonują swoje zadania klasowe.


•    Quel`Lithien Lodge – jest to jeden z dwóch obozów Farstriders na ziemiach Lordaeronu, za czasów przed Trzecią Wojną. Lor`themar, kiedy był jeszcze kapitanem komandosów, często spędzał tam czas. W Quel`Lithien Lodge można znaleźć liczne dokumenty związane z rodem królewskim wysokich elfów. Po Trzeciej Wojnie obóz zamieszkiwały Wysokie Elfy, które to nie zgadzały się z naukami Rommatha odnośnie żywienia się magią fel, by zaspokoić swój głód. Naukę tą nabył w Outland, w trakcie kampanii księcia Kael`thasa. Elfy zostały wygnane przez Lorda Regenta - zrobił to, by nie dzielić swojego i tak już nielicznego i słabego ludu. Wygnańcom przewodzili lord Hawkspear oraz kapłanka Aurora Skycaller. Quel`Lithien zostało zaatakowane przez poszukiwaczy przygód Hordy z polecenia Nathanosa. Ich celembyło zdobycie Rejestru Quel`thalas. W rejestrze tym znajdują się informację na temat Nathanosa Marissa, który za życia, jako jedyny człowiek, był członkiem komandosów pod dowództwem gen. Sylvanas Windrunner. Autorem rejestru jest właśnie ww. generał. Opis wskazuje na to, iż książę Kael`thas sprzeciwiał się przyjęciu człowieka w szeregi łuczników Silvermoon, jednak Sylvanas nie zaakceptowała podjętej przez Sunstridera decyzji. Rozumiała, że ludzie wykazujący zdolności magiczne są niebezpieczni, ale to nie znaczyło, że powinni całkowicie ich skreślić. Tłumaczyła, iż wysokie elfy muszą być bardziej tolerancyjne oraz, że Nathanos wykazywał większe umiejętności bojowe, niż nie jeden z elfów. Dokładny tekst rejestru znajdziecie tutaj. Po zdradzie księcia i ustabilizowaniu sytuacji w królestwie, Theron udał się do wygnanych elfów, informując o wszystkich wydarzeniach związanych z Plagą, zdradą księcia itd. Zaoferował pomoc i regularne zapasy, lecz lord Hawkspear odmówił i zagroził, że zabije każdego, kogo wyśle władca Silvermooon. Z żalem w sercu, Lor`themar Theron po raz ostatni opuścił loge. Lider wygnańców odnalazł   magiczny artefakt, który miał im pomóc w walce z głodem magii. Efekt był jednak zupełnie inny - prawie wszystkie elfy pod wpływem artefaktu przemieniły się w Wretched, których spotkać można tam do dziś, a sam Hawkspear mianował się łowcą śmierci i poluję na członków Plagi we Wschodnich Ziemiach Plagi. Jednym z dwóch ocalałych jest również Kirkian Dawnshield, który daje nam zadanie wybicia Wretched w loge mówiąc, że są to jego bracia, którzy dla niego już dawno umarli.


( Stratholme w zapowiedzi gry Warcraft III Reforged )

STRATHOLME


    Drugie z największych miast królestwa Lorderonu, znajduję się w północnej części Wschodnich Ziem Plagi. Miasto zasłynęło, z tego, że w kaplicy Alonsa Faola zostali mianowani pierwsi paladyni na Azeroth jako Zakon Srebrnej Ręki. Obecnie stolica Plagi we Wschodnich Królestwach. Stratholme upadło w dniu rzeźni mieszkańców dokonanej przez księcia Arthasa Menethila.
    Po wygranej Wojnie Trolli, królestwo ludzi Arathoru przejęło większość ziem leśnych trolli, w tym Eastweald. Na nowo zdobytych terenach powstało wiele osad ludzi, a największa z nich było Stratholme. Kościół Świętej Światłości był religią rozprzestrzeniającą się po królestwie ludzi, czego efektem była budowa kościołów i kaplic, a jedne z najbardziej okazałych znajdowały się na terenie obecnych ziem Plagi a zwłaszcza w Stratholme. Z czasem po rozłamie królestwa Arathoru, owe ziemie stały się częścią Lordaeronu. Za czasów Drugiej Wojny, arcykapłan Alonsus Faol w kaplicy Faola utworzył Zakon Srebrnej Ręki, poprzez pobłogosławienie światłością pięciu wspaniałych rycerzy ludzi czyli: Uthera Lightbringera, Saidaan Dathrohana, Tiriona Fordringa, Turalyona i Gavinrada. W Warcraft II Startholme jest głównym miastem oraz portem dostarczającym ropę dla Sojuszu Lordaeronu, lecz owe źródła, zebrane zasoby i platformy, zostały zniszczone przez wojska Hordy, jak icałe miasto. Spowodowało to przerwanie szlaków handlowych i dostaw zaopatrzenia dla królestwa Quel`thalas. W trakcie zdrady królestwa Alterac, pojmani żołnierze i szlachta zostali przetransportowani właśnie do Stratholme, celem przesłuchania. Miasto było również miejscem słynnego procesu paladyna Tiriona Fordringa, który był sądzony przez Uthera, za obronę orka Etrigga oraz zdradę Sojuszu. Został oskarżony winnym, pozbawiony tytułów i mocy światłości, lecz jak się później okaże, owa światłość nigdy go nie opuściła. Następnego dnia agenci orków zaatakowali Stratholme, ratując Etrigga i Tiriona. Dokładniejszą historię znajdziecie na kanale Samael Channel News.   Przed Trzecią Wojną miało miejsce makabryczne wydarzenie, wykreślające Stratholme z kart królestwa ludzi. Kult Plagi szerzył się na terenach Lordaeronu. Przebiegli nekromanci skazili ziarno w miejscowości Androhal, skąd wyruszyło do wszystkich miejscowości królestwa. Owe ziarno zostało użyte do wypiekania pieczywa, po zjedzeniu którego   ludzie zamieniali się w marionetki Mal`Ganisa. Upiorny Władca obrał sobie Stratholme za cel nie bez powodu - jest to jedno z największych miast Lordaeronu, usytuowane blisko granic z Quel`thalas, przecina wszelakie szlaki zaopatrzenia królestwa i jest gęsto zaludnione, co stwarzało szanse na pozyskanie nowych nieumarłych rekrutów oraz stanowiło dobrą bazę wypadową dla wojsk Plagi, co również umożliwiło kontrole w tej krainie. A co najważniejsze, w tym oto mieście powstali pierwsi rycerze światłości, o czym demon doskonale wiedział. Nieumarli byli coraz częściej widziani, za sprawą zakażonego ziarna. Ekspedycja Królestwa Lordaeronu, w składzie Arthasa Menethila, Jainy Proudmoore oraz UtheraLightbringera, została wysłana, by zbadać przyczynę chorób wśród ludu. W miarę postępu działań dotarli do bram miasta Stratholme. Widząc, że ziarno dawno już dotarło, młody książę stwierdził, że nie ma ratunku dla mieszkańców i trzeba dokonać eksterminacji miasta. Wyjaśniał swoim towarzyszom, że jest to konieczne, żeby zwyciężyć z Plagą oraz ukrócić cierpienia ludzi, których już spisał na starty. Uważał to za swego rodzaju akt miłosierdzia. Jaina i Uther, wraz z innymi paladynami, uważali to za szaleństwo i nie wzięli w tym udziału. Pełen wściekłości Arthas, jako książę Lordaeronu, rozwiązał zakon Srebrnej Ręki i odwołał Uthera z piastowanego przez niego stanowiska. Po tych słowach z nie dowierzaniem i żalem w sercu paladyni opuścili księcia a na końcu ruszyła ich śladem Jaina. Gest kobiety zabolał Arthasa najbardziej, gdyż oboje darzyli się uczuciem, które nigdy już nie zostanie odnowione. Młody Menethil wkroczył do miasta z armią, zabijał każdego mieszkańca nie oszczędzając nikogo. Kierowała nim wola zemsty i złość wobec Mal`Ganisa, który z łatwością to wykorzystał do własnych celów. Krwawe strumienie lały się ulicami miasta, wszędzie leżały trupy ludzi jak i nieumarłych. Budynki płonęły waląc się pod swym ciężarem. Całe miasto stanęło w płomieniach a dym było widać w każdym zakamarku Wschodnich Ziem Plagi. Książę stanął do walki z Upiornym Władcą, lecz ten zbiegł przed ostatecznym ciosem, rzucając Arthasowi wyzwanie, by ten odnalazł go w mroźnej krainie Northrend. Po kilku dniach Jaina i Uther wrócili do miasta z nadzieją, że książę się opanował, lecz to, co zobaczyli wstrząsnęło nimi dogłębnie. Sterty ciał i wciąż palące siębudynki… Jakiś czas po tych wydarzeniach wojska Plagi przejęły kontrolę nad ruinami miasta, w którym władzę objął Kel`Thuzad, a w okolicy ruin szybowała forteca Naxxramas, jako dowód potęgi Plagi. Chodzą pogłoski, że płomienie w Stratholme nigdy nie zgasły...

( Stratholme w World of Warcraft )

    Zaraz po Trzeciej Wojnie resztki zakonu Srebrnej Ręki zaatakowały miasto. W skład drużyny wchodzili: Brigitte Abbendis, Alexandros Mograine, wraz z synami: Darionem i Renaultem oraz Saidan Dathrohan i Taelan Fordring. Poruszali się ulicami miasta, zagubieni w ogromie zniszczenia i płomieni, kiedy zostali zaatakowani przez nieumarłych. Darion został pozbawiony przytomności przez mroczną magię, Saidan zaś oddzielony od reszty, gdzie w pułapkę sprowadził go Upiorny Władca, Balnazzar, który zamordował paladyna i przejął jego ciało, by dokonać infiltracji zakonu od środka. Grupa uderzeniowa zdołała uciec, pozostawiając Dariona w przeklętym mieście. Renault, pod wpływem Balnazaara w skórze Saidana, przekonał Alexandrosa i Fairbanksa, żeby wyruszyli do Stratholme, ratując żyjącego Dariona. Udali się niezwłocznie, lecz na moście prowadzącym do bram miasta zostali otoczeni przez nieumarłych i zaatakowani. Jeśli jesteście ciekawi dalszych losów bohaterów w Stratholme, zapraszam do lektury czteroczęściowego komiksu 'World of Warcraft: Ashbringer' w wersji angielskojęzycznej, gdyż nie doczekał się polskiego przekładu.
    W World of Warcraft miasto należy do wojsk Plagi pod dowództwem Barona Rivendare'a (który później będzie członkiem pierwszych Czterech Jeźdźców zamiast Alexandrosa Mograine'a), który to koordynuje działania nieumarłych w imieniu Lich Kinga. Ma za zadanie wybić członków dwóch organizacji, czyli Szkarłatnej Krucjaty oraz Srebrzystego Świtu, które powstały po upadku Zakonu Srebrnej Ręki. Jednakże w Stratholme, pomimo ogromnej mocy i liczebności Plagi, znajduje się enklawa Szkarłatnej Krucjaty, czyli Scarlet Bastion w zachodniej części miasta, w którym Wielki Krzyżowiec Saidan Dathrohan walczy z Plagą. Wiemy jednak, że są to tylko zagrywki demona Balnazzara w ciele krzyżowca. Obłęd Krucjaty, kierowany przez ich opanowanego mistrza doprowadził do tego, że każdy, kto nie jest członkiem ich zakonu, jest wrogiem zepsutym przez moce śmierci. Widząc szaleństwo krzyżowców, Argent Dawn wysyła poszukiwaczy przygód, żeby zabić Saidana. Na miejscu okazuję się, że jeden z pierwszych paladynów od dawna jest martwy, a ciało jest wykorzystane przez upiornego władcę. Po ciężkiej bitwie poszukiwacze przygód pokonują, lecz nie zabijają Balnazzara i pozostawiają resztki szkarłatnych wojsk na pożarcie przez nieumarłych.   W dodatku Cataclysm Balnazzar zabija członków Szkarłatnej Krucjaty w Stratholme, po czym ożywia ich jako członków Plagi. Wieść o niedoszłej śmierci demona i zwiększonej liczbie nieumarłych dotarły do członków Argent Dawn i Argent Crusade, którzy to postanowili raz na zawsze zakończyć władanie Plagi w mieście. Wysłali wojsko pod dowództwem Eligora Dawnbringera, mistrza rzemieślników Wilhelma, mistrza Stonebruisera, a także kapitana Korfaxa i arcymaga Angeli Dosantos. Wojska, wpierane przez poszukiwaczy przygód, zabijają Upiornego Władcę na zachodzie miasta i Auriusa Rivendare'a na wschodzie, który to odziedziczył obowiązki po swoim ojcu, gdy ten dołączył do Czerech Jeźdźców. Przejęli kontrolę nad zrujnowanym miastem, lecz niezbyt skutecznie, gdyż nieumarli byli może i nieliczni, ale nadal spotykani na ulicach miasta. W dodatku Legion gracz jako paladyn udaje się tam wraz z nowo powstałym Zakonem Srebrnej Ręki, by zdobyć rumaka należącego do Auriusa Rivendare'a. Udaje im się, oczyszczają go w świętych wodach Stratholme i odradza się jako wierzchowiec classowy dla paladyna. W WoWie Clasic również pojawia siępięcioosobowa instancja Stratholme, usytuowana w czasie, gdy zachód miasta należał do Szkarłatnej Krucjaty dowodzonej przez Blnazzara w skórze Saida, a wschód do Plagi, pod dowództwem lorda Auriusa Rivendare'a. Wszystko zależne jest od tego, z którego wejścia skorzystają gracze. Jeśli wybór padnie na bramę główną, na końcu spotkamy lidera Plagi, jeśli na Service Entrance, czyli wejście dla sług, to końcowym bossem będzie upiorny władca. Z patchem 3.0.2 została dodana kolejna instancja związana z miastem, nazwana: Old Stratholme, czyli cofamy się w czasie i niszczymy miasto wraz z Arthasem Menethilem i pewnie większość z Was kojarzy tę instancję z gry. Niegdyś w klasycznej wersji WoWa, w krainie znajdował się 40 osobowy raid Naxxramas, lecz wraz z dodatkiem Wrath of the Lich King, cytadela przeniosła się w okolice Northrend.
      Dość długi wpis, lecz musiał taki być. Wprowadził nas do nowej krainy, po której będziemy się teraz poruszać. W następnym wpisie chcę poruszyć temat zakonów, formacji bądź instytucji, które możemy spotkać we Wschodnich Ziemiach Plagi. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w następną środę :)






Autor: Vegov
Źródla:
wowpedia.com
Kronika vol I – opracowanie zbiorowe
World of Warcraft: Arthras Rise of the Lich King – Christie Golden
                             World of Warcraft: Ashbringer – Micky Neilson
                                         Warcraft: Of Blood and Honor – Chris Metzen
                                                             Gra World of Warcraft
                                                                   Gra Warcraft III

Kompania

       Dzień po bitwie wszyscy staliśmy w miejscu, gdzie wczorajszego wieczora dokonał się rozlew krwi. Ziemia wciąż nosiła ślady walki w postaci brunatnych plam, które zaczęły znikać zaledwie chwilę przed ceremonią. Deszcz, rzadko spotykany w tej krainie, padał od samego rana, jakby płakał nad losem poległych. W oddali dogasały stosy na których spalono ciała trolli. Deszcz ugasił je, zostawiając jedynie popiół oraz metalowe elementy zbroi, które nie zostały strawione przez ogień. Wszechobecny smród dawał się we znaki i zapewne nie zniknie jeszcze przez kolejnych kilka dni. Słabszy elf nie wytrzymywał i zwymiotował. Ogromne sępy grzebały w zgliszczach, szukając posiłku. Tak bardzo pragnęły mięsa, że nie zwracały uwagi na gorący jeszcze żar. W oddali można było dosłyszeć wycie kotów, które wcześniej zbiegły ratując życie. Telanis spisał się jako doskonały powiernik. W krótkim czasie odwiedził wszystkie posterunki w Ghostlands, informując o tragedii, a następnie, na swoim Smoczym Jastrzębiu, z Enklawy Farstriders udał się do stolicy, poinformować generała i Lorda Regenta. Stał przy mnie, odziany w lekką zbroję płytową w kolorach srebra i czerwieni, a u boku zwisał mu prosty miecz jednoręczny ze zdobioną rękojeścią - dar za zasługi od generała. Mógł pozostać w mieście, gdyż wypełnił zadanie, lecz chciał wrócić tutaj, chciał upamiętnić tę tragedię. Wieść o bitwie sprawiła, że na tą skromną ceremonię zjawił się sam Lord Regent Lor`thmar Theron wraz z osobistymi gwardzistami w liczbie stu. Ładna mi ochrona, a to tylko straż przyboczna lorda. Po jego lewej stał generał Halduron, a po prawej Wielki Magister Rommath. Ich obecność nie była przypadkowa. Każdy z nich chciał pożegnać wojowników ze swojego regimentu. Wraz z nimi stał oczywiście Elaren, Helios, Magister Keandris oraz Lady Auriferous, zaś po drugiej stronie stosów pogrzebowych trwała Lady Lidrian z pięćdziesięcioma Rycerzami Krwi. Przybyli licznie i może gdyby te wojska były z nami w trakcie bitwy, nie ponieślibyśmy aż takich strat. Stosów było trzy, na pierwszym i najwyższym ułożono Farstraiders, na drugim magów i kapłanów, a na trzecim samotnie leżał Rycerz Krwi. Sama Liadrin nakazała wykonać dla niego osobny stos, szanowała każdego swojego żołnierza. Przed szereg wyszedł Lord Regent:
- Kolejny raz krew Sin`dorei splamiła tę ziemię. Ziemię, która widziała już tyle śmierci i bólu. To jest nasz błąd, nie, to jest mój błąd. Zlekceważyłem sprawę posyłając tak nielicznych, wobec takiej siły. Nasi bracia i siostry leżący za mną poświęcili swoje życie, byśmy my mogli żyć. Stłamsili zagrożenie, zanim mogło swoją dłonią dotknąć niewinnych w Krainie Cieni, nim ruszyli ku naszej stolicy, gdzie w lasach i mniejszych osadach żyje wielu z nas. Ich ofiara i męstwo nie zostaną zapomniane. Dołączcie do naszych braci i sióstr, którzy również oddali życie za Quel`thalas. – kończąc podszedł do każdego stosu przystając na chwilę, po czym wrócił do szeregu i kiwnął zezwalająco głową na swoich doradców. Pierwszy wyszedł Halduron, gdyż to najwięcej komandosów poległo w tej bitwie. Został podany mu łuk, nałożył zapaloną wcześniej strzałę na cięciwę i oddał strzał w kierunku największego stosu. Ogień zaczął powoli  trawić drewno. Generał wrócił do szeregu, a miejsce przed środkowym stosem zajął Rommath. Na dłuższą chwilę wbił wzrok w drwa, po czym cały stos stanął w płomieniach. Nie wypowiedział nawet słowa, a cały stos zajął się ogniem. Świadczyło to tylko o jego wielkiej potędze. Jako trzecia do pojedynczego stosu podeszła Lady Liadrin. Dotknęła prawą dłonią zwłok nieszczęśnika, wyszeptała kila słów i jej dłoń zalśniła jasnym światłem, które objęło martwego rycerza, a następnie skierowało się ku niebu, gdzie zniknęło. Ostatnie błogosławieństwo światłości. Podłożyła pochodnię pod stos i wróciła na swoje miejsce. Generał wyszeptał coś do ucha Therona, który tylko kiwnął głową, a następnie udali się do rozbitego nieopodal namiotu dowodzenia. Widząc oddalającego się lorda wraz ze swoimi doradcami, Dagorlind, Helios, Magister Keandris oraz Auriferous udali się niezwłocznie za nimi. Ostatnia odeszła matryiarcha Krwawych Rycerzy. Niektórzy z nas również rozeszli się po obozowisku, lecz większość wciąż trwałą przy płomieniach, w tym ja wraz z Telanisem i jedynym ocalałym magiem kobietą. Jej twarz nie wyrażała już pogardy i wyższości jak w Silvermoon, w dniu wyruszenia do tej przeklętej krainy. Była załamana, cała się trzęsła, nie potrafiła oderwać wzroku od stosu, a zwłaszcza od jednej osoby - aroganckiego maga, który każdemu dał w kość, lecz nie jej. Był dla niej wzorem, jak się później dowiedziałem, uczył ją i to za sprawą jego kandydatury dołączenia do wyprawy, ona też tu się znalazła. 

 ( Eastern Plaguelands - art by L in )
 
- Nie duś w sobie bólu, bo będzie tylko gorzej. Musiał być dla ciebie kimś ważnym, lecz nie każdy to wiedział. Pokaż mu, że jesteś godna, by nazywać się jego uczennicą. Twoje czyny będą najlepszym dowodem jakim był człowiekiem i czego cię nauczył. – wyszeptałem, gdy do niej podszedłem. Kobieta nie odwróciła się, ani nic nie powiedziała. Po prostu zaczęła cicho płakać…

W namiocie Lorda Regenta:
Theron podszedł do małego stolika w rogu namiotu, nalał sobie kielich wina, po czym wypił go jednym tchem, a następnie nalał kolejny.
- Haludron ,co tu się wydarzyło ? Czemu nie wysłaliśmy im wojska na wsparcie? – odwrócił się do przyjaciela, wbijając w niego wzrok pełen złości.
- No słucham! Masz mi coś do powiedzenia ? – ponaglił go.
- Nie rozmawiałem jeszcze z Dagorlindem. Ma się tutaj zaraz zjawić wraz z resztą. Te pytania będziesz mógł skierować do niego, mój panie. – odpowiedział generał.
- Haludron...- westchnął Theron. Nie lubił, gdy przyjaciel tak go tytułował.
- Mam nadzieję, że wytłumaczy mi dlaczego czterech moich magów płonie na stosie?! – wykrzyczał Wielki Magister. Do namiotu weszli pozostali z Elarenem na czele.
- Oczywiście, wszystko ci zrelacjonuję, wielki magu. – rzucił Dagorlind.
Wszyscy stali, zbyt wzburzeni i przejęci, by usiąść, a przed nimi kapitan ekspedycji począł relacjonować przebieg. Po trzydziestu minutach zakończył składać raport. Theron patrzył zamyślony w pusty stół przed nim. Po chwili zabrała głos Liadrin:
- Uczyniłeś co mogłeś. Sprowadzone wojska przybyłyby za późno, a wojska trolli mogłyby zaatakować którąś z naszych osad. Błąd zrobiliśmy my. Powinniśmy wysłać wojska zaraz po pierwszym ataku na enklawę, być może nie ponieślibyśmy takich strat. Uczyniła bym to samo. Wycofanie wojsk groziłoby kolejnymi atakami, a nasz kapitan postawił wszystko na jedną kartę, wybierając mniejsze zło. Pomyśl, Rommath! Gdyby nie ta bitwa tutaj, trolle mógłby najechać Sanktuarium Słońca i skierować się ku Tranquillien. Przestań chodzić w koło i pokazywać swoją złość.
- Straciłem doświadczonych magów ! Wiesz ile trwa szkolenie maga? On uczy się całe życie! Nie tak jak twoi Paladyni! Kapitanie, coś jeszcze ustaliłeś? – wykrzyczał Rommath.
- Rano wrócili zwiadowcy z Zul`Aman. Nie znaleźli żadnego trolla za murami opuszczonego miasta. Jedynie w trakcie walki zza bram miasta wyszedł jeden troll, który zaatakował paladyna i posłańca. Prawdopodobnie było to przypadek, lecz musiałem to sprawdzić. Jednakże, przy badaniu zwłok dowódcy ofensywy trolli, na jego pancerzu znalazłem wymalowany ten znak – odpowiadając Elaren rzucił pancerz na stół. Wszyscy podeszli, by zbadać znalezisko. Po chwili odezwał się Halduron:
- Plemię Mossflayer. Daleko zapuścili się od swojej siedziby na Wschodnich Ziemiach Plagi.- po podaniu nazwy krainy nastała cisza. Plaga na tamtych ziemia była liczna i silna. To jedna z dwóch krain najbardziej spaczonych na tym kontynencie.
- To by tłumaczyło ich liczebność. Może uciekli przed zagrożeniem Plagi, która skierowała się ku ich siedzibie, Zul`Mashar. Wierząc temu, co mówi Elaren, to migracje trolli w Krainie Duchów nie były aż tak liczne, by stanąć do bitwy w takiej ilości. – dodał Helios.
- Musimy potwierdzić tę informację. – oznajmił regent.
- Co masz na myśli, panie ? – zapytał Elaren.
- Musimy wysłać kogoś na ziemie plagi, by sprawdził czy trolle nie gromadzą się w większej ilości w Zul`Mashar albo potwierdzić nasze przypuszczenia odnośnie Plagi. Siedziba trolli znajduję się na wschodzie , niedaleko wigwamu Quel`Lithien. – odpowiedział Halduron.
- To nie właśnie tam ukryli się wygnańcy z Silvermoon, którzy nie przyjęli nauk Rommatha? – zapytała Auriferous.

 ( Eastern Plaguelands - art by charro )

- Tak. Ich siedziba jest już opuszczona, głód magii przemienił ich w Nieszczęsnych, a następnie zostali wybici, lecz nie wiem przez kogo. – ze smutkiem w głosie oznajmił Theron, po czym kontynuował:
- Wyślemy małą grupę zwiadowczą, by oceniła sytuacje w Zul`Mashar oraz zdobyła jak najwięcej informacji. – rozkazał lord Silvermoon.
- Najbezpieczniejszym miejscem w tej ponurej krainie jest Kaplica Nadziei Światłości. Jest to główna siedziba wszystkich paladynów na Azeroth. Mogą mieć jakieś informacje. Najlepiej jakby to zadanie dostali moi paladyni, gdyż bez problemu zostaną wpuszczeni za mury sanktuarium. Wszystkie odłamy Paladynów zrzeszają się tam, by odbudować dawną chwałę Srebrnej Dłoni. – dodała Liadrin.
- Srebrna Dłoń to głownie paladyni Sojuszu. Gdzie ty ich chcesz wysłać, Liadrin?- zaoponował Wielki Magister.
- To już nie są czasy Trzeciej Wojny, gdzie paladynami byli głownie ludzie a Dalaran więził cię w lochach. Teraz spotkać tam można nie tylko ludzi, krasnoludów i draenei, lecz także naszych braci, jak i taurenów. – oznajmiła kobieta. Uwaga o lochach Dalaranu wyraźnie ukłuła w serce wielkiego magistra, który już nic nie powiedział.
- Dobrze, mamy zarys działania, lecz kogo tam wyślemy? – zapytał Theron.
- Zgłaszam się na ochotnika, mój panie. Mogę wyruszyć choćby zaraz – Dagorlind wyszedł przed szereg i uklęknął przed Lor`themarem, chyląc nisko głowę.
- Wstań, przyjacielu. Masz do wypełnienia zadanie tutaj. – polecił władca Quel`thalas, podając rękę kapitanowi.
- Wyślę tam Lethorina. Doświadczony rycerz oraz zna drogę do Kaplicy. – zaproponowała Liadrin.
- A może wraz z nim uda się młody Vegov? Szansa dla niego, mógłby się uczyć pod okiem Lethorina, ponadto będzie mógł poznać bliżej światłość w kaplicy. – zasugerował Helios.
- Jest zbyt młody, by pchać się na ziemie Plagi, a nauki w kaplicy są dla doświadczonych paladynów. Nie opanował podstaw, będzie mu ciężko się odnaleźć wśród innych. – zaoponował lider Krwawych Rycerzy.
- Co o tym sądzisz, generale wojsk Quel`Thalas? – zapytał Theron oficjalnym tonem. Celowo użył tego zwrotu, aby odgryźć się na przyjacielu.
- Wysłanie batalionu wojska nie miałoby sensu. Nakarmić, uzbroić i opłacić, to zbyt duże koszta na tego typu wyprawę. Ponadto ciężko byłoby przejść całej armii niezauważonej, zwłaszcza, że wojska Plagi można spotkać na każdym kroku. Popieram pomysł wysłania dwóch paladynów. – odrzekł generał.
- Ktoś ma inne propozycje ? Dobrze, Lethorin wraz z Vegovem wyruszą na Wschodnie Ziemie Plagi. Liadrin i Halduron, proszę przekażcie im rozkazy i przygotujcie do wyprawy. Elaren, zbierz resztę swoich wojsk, wyruszymy razem ku Iglicy Windrunner. – polecił. Przez chwilę milczał, by w końcu wyjść na zewnątrz ku płonącym jeszcze stosom.

( Palenie zwłok zanim dołączą do Plagi w Eastern Plaguelands - autor nieznany)

    Stałem w obecności Telanisa i młodej elfki, wpatrując się w ostatnie płomienie na stosach. Nagle usłyszałem kobiecy głos, który wybił mnie z transu.
- Paladynie Vegov. Pozwól, proszę. – stanowczo rozkazała Liadrin. Opadłem na kolano, kiedy tylko się odwróciłem. Matryiarcha była w obecności Generała Haldurona oraz Lethorina.
- Na twój rozkaz, moja pani. – wyrecytowałem.
- Wstań, proszę. Mam dla ciebie nowe rozkazy. Wyruszysz wraz z Lethorinem zbadać siedzibę trolli plemienia Mossflayer na Wschodnich Ziemiach Plagi – Zul`Mashar. Według informacji kapitana Elarena, dowódca ataku trolli należał do tego plemienia jak i część wojsk, z którymi walczyliście. Ponadto udacie się do Kaplicy Nadziei Światła, gdzie znajduje się główna siedziba wszystkich paladynów na Azeroth. Czy to jasne, paladynie? – zapytała lady.
- Tak jest, moja pani. Uczynię co rozkażesz – zameldowałem.
- Lady Liadrin, pragnę dołączyć do Vegova w wyprawie. – wtrącił się niespodziewanie Telanis .
- Ja również.. – cichym głosem dodała czarodziejka, która jako jedyny mag przeżyła bitwę.
- Powierniku, jeśli twoją wolą jest udać się wraz z nimi, to niech tak będzie, lecz magu, co do ciebie decyzji podjąć nie mogę. Jesteś pod jurysdykcją Wielkiego Magistra. Kobieta odwróciła się do Lady Liadrin:
- Proszę, moja pani, pomóż mi. Musze ruszyć z nimi, muszę to zrobić dla mojego mistrza, który poległ w tej bitwie. – ze łzami w oczach błagała kobieta. Po chwili ciszy, dowódca paladynów podeszła do czarodziejki:
- Jak masz na imię, moje dziecko?
- Tinwerina.. – wykrztusiła.
- Tinwerino, magu z Silvermoon. Moim rozkazem ruszysz wraz z nimi. A Wielkiego Magistra biorę na siebie. – kończąc wypowiedź podniosła delikatnie jej głowę, kładąc dłoń na jej podbródku i obdarzyła czarodziejkę wesołym uśmiechem.
- Generale, wyposaż również kolejnych członków wyprawy, zwłaszcza posłańca. Daj mu sokoła. – odwróciła się do Haldurona, klepiąc go przyjacielsko po plecach.
- Dobrze, za dwadzieścia minut zgłoście się do namiotu dowódcy na ostateczną odprawę, gdzie wręczę wam całe wyposażenie. – oznajmił Haldurion i oddalił się. Kolejne zadanie przed nami i znów przypadło mnie? Tyle tu wojska, a idziemy tylko w czworo. A co z nieumarłymi? Już nie mamy zbadać ich aktywności? Telanis podszedł do mnie nic nie mówiąc, tylko uśmiechnął się pełen nadziei. Tinwerina przetarła oczy od łez, poprawiła szatę i zajęła miejsce obok nas. Uśmiechnęła się, ale nie był to uśmiech ekscytacji jak u Telanisa, lecz mimo wszystko było to pierwszy uśmiech, który zobaczyłem na jej twarzy.
- Jesteście gotowi, moja drużyno na wkroczenie na ziemie, gdzie plaga jest najsilniejsza? Jestem dumny z waszej postawy, że sami się zgłosiliście. Przygotujcie się, widzimy się w namiocie dowódcy. A, jeszcze jedno. Vegov, Spopielony czeka na ciebie przy innych koniach. Przyprowadził go kapitan Helios, gdy zauważył go jak błąka się po enklawie. Wrócił do miejsca, gdzie był bezpieczny. – oznajmił Lethorin, po czym dołączył do Haldurona w namiocie dowódcy.
- Cieszę się, że będzie tam ze mną. Dziękuje, zwłaszcza tobie, Tinwerino. Domyślam się, że ta decyzja była dla ciebie bardzo trudna. – stwierdziłem z pokrzepiającym uśmiechem.
- Zasłużyłeś, by ci pomóc. Chcę też upamiętnić w ten sposób mojego mistrza. Obiecuję, że nie zawiodę. – pełna nadziei i determinacji stwierdziła, obejmując jednocześnie mnie i Telanisa. Poczułem, że w końcu mam prawdziwych przyjaciół, z którymi mogę przemierzać wszystkie Ścieżki Azeroth.
     

Autor: Vegov

Echo Dawnych Dni

     Obudziliśmy się wczesnym rankiem. Wszechobecna mgła ustępowała powoli  pierwszym promieniom słońca. Orzeźwiające powietrze postawiło nas wszystkich na nogi. Panowała cisza, a obóz powoli budził się do życia. Ogniska już prawie wygasły i czuć było lekką, pachnącą świeżością bryzę z północy, przybyłą do nas z Eversong Forest. Dorzuciłem parę drewien do ogniska, podtrzymując dogorywający ogień. Lethorin oraz inni krwawi rycerze jeszcze spali. W oddali zauważyłem Dagorlinda odzianego w zbroję, lecz bez broni. Nasze spojrzenia spotkały się, po chwili krzyknął:
- Vegov, podejdź proszę - kończąc otrzepał pelerynę.
- Tak, mój Panie? 
- Helios opowiedział mi o wszystkim, co wydarzyło się tamtej pamiętnej nocy. Wiesz, że miałeś wiele szczęścia? Ten szaman mógłby cię rozerwać na strzępy. - z ojcowską troską stwierdził kapitan.
- Wiem, światłość mi pomogła. - odrzekłem ze skruchą.
- W wolnej chwili chciałbym cię uczyć technik i taktyk walki, a jak opanujesz teorię, zaczniemy praktykę. Najpierw naucz się władać tym - stuknął palcem wskazującym prawej ręki w moje czoło. 
- Nie potrzebuje twojej pomocy... - rzuciłem, zapominając o manierach. 
- No proszę, ktoś tu zapomniał o etykiecie. O tym właśnie mówię. Musisz panować nad emocjami i trzeźwo myśleć, to podstawa. - oznajmił Elaren z lekkim uśmiechem.
Rozłożył ręce, wciągnął głęboko powietrze, po czym dodał:
- Uwielbiam wczesne poranki. Budź pozostałych, za piętnaście minut zbiórka przed salą odpraw i wyruszymy w drogę. - rozkazał doświadczony wojownik i wrócił do kwatery Heliosa.
Odwróciłem się na pięcie, kierując w stronę mojego ogniska. Pozostali nadal spali. Usiadłem wpatrując się w ogień. A jeśli faktycznie miałem szczęście i światłość zlitowała się nade mną, widząc moja żałosną pozycję? Brak mi umiejętności i doświadczenia. Vegov! Ty nie skończyłeś nawet nauki w akademii a co tu mowa o prawdziwej walce? Muszę ćwiczyć, bo następnym razem, mogę nie mieć tyle szczęścia. 
Szturchnąłem Telanisa w nogę, który tylko wzdrygnął się, wciąż zaspany. 
- Co się stało? 
- Kapitan kazał was obudzić, za piętnaście minut zbiórka i ruszamy  - wyjaśniłem i udałem się obudzić pozostałych.
          Po trzydziestu minutach staliśmy w dwuszeregu, a Dagorlind spoglądał na nas ze srogą miną. 
- Czy wy rozumiecie co to znaczy piętnaście minut? Czekam i nikogo nie ma. Mości panowie mają czas na wszystko. Oj, wezmę się za was, oj wezmę. Do rzeczy: Lethorin, ruszysz z pozostałymi Rycerzami do Tranquillien. Dołączy do was Telanis. Zbierzecie resztę naszych wojsk i spotkamy się w sanktuarium. 
- Tak jest, kapitanie - zasalutował najstarszy z Krwawych Rycerzy.
- Telanis, dzięki uprzejmości naszego gospodarza, mam tu dla ciebie lekką zbroję Farstriders oraz miecz jednoręczny. Ubierz to natychmiast, a następnie ruszysz z Vegovem na jednym rumaku. Może w Tranquillien mają jakiegoś wolnego sokoła. - kontynuował dalej Kapitan, podając uzbrojenie powiernikowi. 
- Wyznaczyłem dwudziestu Farstriders, którzy do was dołączą. Ruszyłbym z wami osobiście, ale nie chcę opuszczać obozu w obawie przed kolejnym atakiem. - wtrącił Helios.
- Dziękuję, przyjacielu. Lepiej, żeby ci łucznicy pozostali razem z tobą. Wolę dmuchać na zimne. - odrzekł Elaren. 
- Nalegam, kapitanie, byś jednak przyjął moją pomoc. Zostawiam wystarczającą ilość żołnierzy, aby móc obronić to miejsce. - naciskał dowódca enklawy. 
- Niech tak będzie. Wszyscy gotowi? Więc ruszamy. - rozkazał, po czym dołączył do magów. Wymienił z nimi parę słów i ruszyli w kierunku Sanktuarium. 
- Vegov, ruszajmy- zawołał Lethorin.
Ash'falarah już na mnie czekał, przywiązany lejcami do stojaka. Przyłożyłem głowę do jego łba i  wyszeptałem:
- A więc to tutaj zaczyna się nasza wspólna przygoda. Dziękuję, że jesteś ze mną. - 
Miałem wrażenie, że mój nowy przyjaciel zrozumiał wszystko, potwierdzając to otarciem łba o mój tors. 
- Vegov, zaczekaj na mnie! - zawołał Telanis, który biegł w moim kierunku. 
- Spokojnie, bez ciebie się nie ruszam. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Powiernik ubrany był w skórzany, brązowy pancerz  z płaszczem w kolorze ciemnej zieleni. W biegu wkładał miecz do pochwy i ubierał się na ostatnią chwilę. Siedząc już na wierzchowcu, podałem mu rękę, by pomóc mu wsiąść. Koń, czując większy ciężar, kiwał zdenerwowany ogonem i łbem. 
- Przepraszam, ale musisz nas obu bezpiecznie doprowadzić do celu. - poklepałem Spopielonego po szyi, po czym dobiegliśmy do pozostałych, którzy już wyruszyli. 
- Widzę, że coraz lepiej ci idzie, mój młody towarzyszu - oznajmił Lethorin.
- Nabieram wprawy, ale to wszystko jego zasługa – oświadczyłem z dumą, klepiąc Ash'falarah po grzbiecie. 
Podróż minęła szybko, poruszaliśmy się głównym szlakiem. Czasem mijaliśmy posłańców i patrole Farstriders. Ciemnozielona trawa rosła w każdym zakamarku tej krainy, a nad nią pięły się nią ku niebu ogromne drzewa o szmaragdowych liściach. Mimo piękna ich korony pozbawione były ptasich gniazd; trudno było spotkać w tych lasach ptactwo bądź zdrową zwierzynę. Po chwili przed nami ukazały się budynki Tranquillien. Wartownicy Opuszczonych nadal trwali na straży, a widząc nas jedynie oddali honor. Ku nam, w pośpiechu, wyszła Lady Auriferous:
- Paladyni? A gdzie wasz dowódca? 
- Ruszył do Sanktuarium Słońca wraz z magami. Nastąpiła zmiana planów, moja pani. Trolle zaatakowały Farstriders i, z plecenia generała Haldurona, nasza ekspedycja ma w pierwszej kolejności rozwiązać ten problem. Przybyliśmy po kapłanów i łowców, a następnie mamy dołączyć do Dagorlinda. - oświadczył Lethorin.
- To bardzo niepokojące. Kapitan Helios nie informował nas wcześniej o atakach. Trolle nie zapuszczają się w nasze okolice. Chciałabym wam pomóc, lecz sama potrzebuję każdego żołnierza do obrony przed Plagą. - poinformowała zarządczyni Tranquillien.
- Rozumiem i nie śmiałem nawet prosić o pomoc z twojej strony. Czy znajdzie się może jakoś wierzchowiec dla naszego nowego towarzysza? - zapytał elf.
Kobieta wychyliła się w prawą stronę, by zobaczyć o kim mówił rycerz. Za moimi plecami dostrzega znajomego posłańca. 
- Był u nas już wcześniej.  Pytał o Dagorlinda, a ja wskazałam mu miejsce, gdzie, jak sądziłam, można go było znaleźć. Najwyraźniej mi się to udało. Co stało się ze smoczym jastrzębiem, skoro prosisz mnie o pomoc? Niestety, nie mam wolnych sokołów. Jedynie nieumarłe konie, ale raczej nie chciałby na nich jechać. 
- Dziękuję za twą propozycję, lecz masz rację. Nie jestem skory dosiadać kościstych ogierów. - odrzekł Telanis z szacunkiem.
- Trudno, będziesz podróżował na Ash'falarah wraz z Vegovem. Napoicie konie, a ja w tym czasie poinformuję resztę naszych wojsk o planie działania. - Lethorin zsiadł z wierzchowca i udał się do pozostałych.
- Jesteśmy więc skazani na siebie, paladynie - oznajmił Telanis, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Nie przeszkadzasz mi. Martwię się tylko czy mój przyjaciel da radę nieść nas dwoje - zsiadłem z konia i udałem się do koryta, by go napoić. 

(Zul`Aman - fan art by Zaleepper )
***

        Wojska dowodzące przez kapitana Elarena Dagorlind dotarły do celu. Przed ich oczyma ukazał się ogromny budynek z dwiema strzelistymi wieżami które prawdopodobnie służyły jako punkt obserwacyjny. Oczywiście, wszystko było zachowane w podstawowych barwach Sin'dorei. Dało się wyczuć energię magiczną w tych murach. 
- Zaklęcia ochronne bronią budynku - stwierdziła jedna z czarodziejek.
- Czyżby obawiali się ataku? Wizyta w tej krainie coraz bardziej mi się nie podoba. ... Możemy jakoś obejść te zabezpieczenia? - zapytał kapitan. 
- Moglibyśmy spróbować je zneutralizować bądź złamać, ale o wiele prościej byłoby, gdyby ich twórca je po prostu wycofał - odpowiedział lider magów. 
- Oczywiście, wszystko musi być pod górę. I co teraz mamy zrobić? - sfrustrowany Elaren zapytał sam siebie. 
- Nic, kapitanie. Już możecie wejść, przejście jest bezpieczne - odezwał się  Magister Keandris.
- Witaj, Magistrze. Czym są spowodowane takie zabezpieczenia? - dopytywał kapitan.
- Tym samym, co twoja wizyta -  Trolle. Zaatakowały nas pięcioosobową  grupą. 
Pewnie myślały, że wieża jest opuszczona, za co zapłaciły krwią. W obawie przed kolejnym atakiem nałożyliśmy na naszą siedzibę zaklęcia, ale do tej pory trolle nie ponowiły ataku. - odpowiedział Magister.
- Czyli was też zaatakowały. Czy zauważyłeś jakichś innych trolli w okolicy? - wtrącił się łucznik.
- Nie, gdyż nie prowadzimy zwiadów i  podobnych działań. Jedyne co, to od dłuższego czasu zauważyłem jednego do dwóch trolli, którzy przechodzili obok nas, a kierowali się w stronę... - kontynuował mag, ale  Elaren przerwał jego wypowiedź.
- W stronę Zul'Aman. Enklawa komandosów też została zaatakowana, nie obyło się bez strat.. Proszę, o to list od generała.  Nasz dowódca zalecił, by twoi magowie pozostali w moim oddziale, aż nie rozwiąże problemu z trollami. - kończąc, wręczył list magowi.
- To oczywiste, że zostaliby nawet, gdyby Wielki Magister Rommath tego nie nakazał.
Nagle ten sam mag, który sprzeciwiał się rozkazom za każdym razem, ponownie próbował wyrazić swoje zdanie. Keandris wyciągnął jedynie w jego stronę palec wskazujący w pozycji pionowej w geście uciszenia go.
- Nie chcę słyszeć żadnej dyskusji. Trolle zagrażają naszym braciom, a my musimy im pomóc. Po zakończonym działaniu wrócicie tutaj. Jakie są twoje dalsze plany, kapitanie? - zapytał opiekun sanktuarium.
- Oczekuję przybycia reszty wojsk z Tranquillien, a potem ruszymy ku Amanom. - odpowiedział Dagorlind.
- Dobrze, odpocznijcie. Chciałbym wam w jakiś sposób pomóc, lecz  jest nas tutaj zaledwie pięcioro i nie mogę pozostawić naszego posterunku bez obsady. Będziemy oczekiwać waszego triumfalnego powrotu. -  mag ukłonił się kończąc. 
- Dziękuje, Magistrze. - odpowiedział krótko dowódca oddziałów.

( Krwawe Elfy - fan art by Draken4o )

***

- Rusz się, Telanis. Zostaw to jedzenie, mamy już zapasy. - zawołałem.
-Idę, idę. Nie mogłem zostawić takich pyszności – wykrzyczał  posłaniec w biegu.
Na czele jechali paladyni, a za nimi kapłani oraz łowcy. Droga była prosta; na południe kierowała nas brukowana ścieżka. Nasz wódz zapewne już na nas czekał. Przez pewien odcinek drogi widzieliśmy  Martwą Bliznę jak na dłoni, gdyż nie dzieliły nas drzewa. Tutaj „Droga Śmierci” była szersza, bardziej ponura, jeśli w ogóle było to możliwe. Nieumarli poruszali się na niej najczęściej, niekiedy w większych grupach. Dostrzec można było wysuszone szkielety elfów, zapomnianych i pozostawionych. Nigdy nie doznali godnego pochówku. Dotarliśmy do rozstaju dróg, z których jedna biegła droga do posterunku magów, a druga zaś przez bliznę do Wieży Windrunner. To właśnie tą drogą, przez wypaczoną ziemię, poruszały się swego czasu dwa Plugastwa, patrolując obszar aż od bramy w Deatholme. Poprawiłem miecz na plecach, upewniając się, że dobędę go z łatwością  w razie ataku. Obecność mojego kompana za plecami wcale tego nie ułatwiała. Droga stała się wyboista i węższa, musieliśmy więc zmienić szyk. Poruszaliśmy się dwójkami, na czele ze mną i  Lethorinem.
- Chyba już się zbliżamy. Widać  budynki - wskazałem palcem przed siebie.
- Tak, zaraz tam będziemy. Mam nadzieję że Dagorlind już jest na miejscu. - odpowiedział paladyn  z nadzieją.
     Gdy dojeżdżaliśmy, zauważyliśmy żołnierzy na palcu przed budynkiem, gotowych do bitwy. Wyraźnie oczekiwali naszego przybycia. Nie dane było im usiąść i odpocząć.
- Nareszcie jesteście! Dobrze, żołnierze, ruszamy w kierunku Zul'Aman. Na czele jeźdźcy, za nimi łucznicy, magowie, a kapłani na końcu. Nie róbcie nic, czego nie rozkażę. - wsiadł na sokoła, po czym  stanął na brukowanej drodze czekając, aż wszyscy dołączą. Ustawiliśmy się zaraz za nim, a w ślad za nami cała reszta. Poruszaliśmy się w znacznym tempie, lecz na tyle wolnym, by piechota nadążyła. Dotarliśmy do pierwszych śladów bytowania trolli. Przywitały nas totemy oraz sztandary Amani. W oddali było już widać pierwsze drewniane chaty z dachami ze strzechy, bez okien czy drzwi, za które służyły wycięte w ścianach otwory. Za nimi górował ogromny mur z jeszcze większą bramą - ciemnoszara budowla, obrośnięta roślinnością, a kilka metrów przed nią znajdowały się wbite w ziemię pod kątem ostrzone drewniane bale. Do miasta prowadziły szerokie, wysokie schody. Im bardziej podchodziliśmy, tym bardziej metropolita ginęła za tymi schodami. Przekroczyliśmy linię pierwszych chat, jak na razie bez oznak życia. Dowódca ekspedycji wyciągnął prawa dłoń na wysokości głowy, dając znać do zatrzymania się. Wszędzie panowała cisza. Nagle za jednej z chat dobiegło nas ciche warczenie oraz odgłosy łamiących się gałęzi pod ciężarem ciała.  Elaren chwycił za łuk i widząc to wszyscy synchronicznie dobyliśmy oręża. Ukazał nam się troll z łukiem w ręku, a u jego boku maszerował ogromny drapieżny kot. Sięgał co najmniej do 1/3 wysokości swojego pana. Łuk z nałożoną strzałą kierował  w ziemię, a dzikie zwierzę czekało tylko na rozkaz, by ruszyć do ataku. Nagle ten sam odgłos dobiegł nas tym razem z prawej strony. Z chaty wyszedł kolejny troll z łukiem  i kocim towarzyszem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie, do momentu aż przed nami stanęło kilkoro zielonoskórych łuczników.



- Do szyku. Kawaleria za mną na prawa flankę. Łucznicy na czoło, ustawicie się w linii. Za nimi magowie, a na końcu kapłani. Czekajcie na moje rozkazy, nie atakujcie. - wykrzyczał Elaren i po chwili każdy z nas stał na swojej pozycji. Poczułem ciężki oddech Telanisa. Nie różnił się wcale od mojego. Też nie widziałem co nas czeka.
- Jakby co trzymaj się mnie. Musimy liczyć na siebie. - wyszeptałem do elfa za swoimi plecami.
Nic nie odpowiedział. Poczułem silniejszy uścisk rąk na moim pasie. Jeden z trolli wyszedł przed szereg. Schował łuk i dobył z torby kościany róg. Nie czekając, zadął w niego dwukrotnie. Dźwięk był głośny i długi. Miałem wrażenie, że doszedł do każdego zakamarka Ghostlands. Później znów nastała cisza, jedynie  zwierzęta wciąż powarkiwały. Po dłuższej chwili odezwał się róg za plecami trolli, który brzmiał, jakby dochodził z... Zul'Aman?
- Na Anastariana! Grupowali się tutaj! - powiedział do siebie Dagorlind i przejechał wzdłuż linii naszego wojska.
- Nie lękajcie się! Ci przed nami to prymitywna rasa, która celebruje jedynie agresję i ból. Kierują się siłą i żądzą śmierci, a to ich słaby punkt. Wykorzystamy to. Walczmy mądrze, taktycznie, by każdy z nas doczekał jutra. - rozpoczął mowę Elaren.
Nagle rozbrzmiał kolejny róg,  głośniejszy i wyraźniejszy. Był bliżej! Po schodach schodziły oddziały trolli. Na początku berserkerzy z toporami w dłoniach, za nimi pozostali łowcy, a na końcu dziesięciu szamanów. Przypominali tego, którego pokonałem w enklawie. Różnili się odzieniem, lecz maski mieli takie same. Prowadził ich troll o głowę mniejszy, lecz poruszał się na raptorze. Odziany w żelazną zbroję w kolorach czerwieni i granatu, z wielkim młotem w ręku. Zastanawiałem się skąd pochodził jego wierzchowiec, ponieważ owe stworzenia nie występowały na tych ternach. Wykrzyczał coś do swoich braci i łowcy przed nami cofnęli się, robiąc miejsce pozostałej armii. Była ich setka. A nas? Niecałe pięćdziesiąt głów. Widać było, że są pewni zwycięstwa.
- Czekajcie na moje rozkazy. Nie mogą ruszyć dalej, nie mogą najechać osad w tej krainie. Nie dopuścimy do tragedii, jak za czasów Wojny Trolli. Nie chcę przeżyć tego jeszcze raz. - wykrzyczał Dagorlind, po czym dołączył do nas.
Trolle zaczęły krzyczeć, wymachując  jednocześnie  bronią.
- Band'or shorel'aran - krzyknął nasz dowódca i rozpaczał wydawanie poleceń:
- Magowie, zrzucie na nich ogień!! Farstriders, strzelać bez rozkazu. Reszta czeka!
Magowie, zaczęli wykrzykiwać inkarnację zaklęcia. Niebo pociemniało jeszcze bardziej a na lewą flankę wroga spadły płonące głazy, paląc i niszcząc wszystko na swojej drodze. Padło chyba z piętnastu, głównie łowcy, w tym dwóch szamanów. Dobrze, to szamani stanowili największe zagrożenie na dystans. Systematyczne fale strzał kierowały się ku swoim celom. Widać było perfekcyjne wyszkolenie łuczników. Synchronicznie, jak jeden mąż, wypuszczali strzałę za strzałą. Trolle rozpierzchli się, lecz nie obyło się bez strat. Kolejni padli, tym razem miałem wrażenie, że głównie wojownicy byli naszpikowani strzałami. Dobra passa nie trwała długo... Znów uderzyły pioruny. Usłyszałem jęk za swoimi plecami. Porażeni Farstriders padli na ziemię, prąd przemieszczał się od jednego do następnego, padło siedmiu... Ostatni zginął mag, ten sam, który był przeciwny całej ekspedycji. Zwęglone ciała zasłały ziemię, niektóre rozpadały się w momencie uderzenia o grunt; tak silna była magia żywiołów połączonych sił szamanów. Patrząc na to nie dowierzałem, że mag nie żyje. Jego zachowanie dawało wiele do życzenia, ale był jednym z nas. Jeszcze przed chwilą widziałem go, jak instruował innych. Kobieta wśród magistrów stała zszokowana... Po chwili jeden z magów popchnął ją na ziemię, ratując  przed uderzeniem pioruna. Poszła kolejna seria strzał, lecz już w mniejszej ilości. Berserkerzy ruszyli ku nam. Widząc to Elaren krzyknął:
- Łucznicy, ostrzelać napastników, magowie również. Zatrzymajcie ich. -
Poleciały strzały i pojedyncze kule ognia. Połowa szarżujących trolli padła, biegło ich z dwudziestu. Farstriders dobyli mieczy i stawili czoła w walce w zwarciu. Kapłani dwoili się, by podnieść na duchu wojowników, jednocześnie lecząc rannych. 
- Rycerze, za mną. Uderzymy ich z prawej flanki. Odsłonili łuczników i szamanów. - rozkazał, a następnie pokierował nas do ataku.
Walki trwały, odjeżdżaliśmy w prawa stronę. Czy oni wytrzymają tam bez nas? Muszą! Na rozkaz kapitana uformowaliśmy trójkąt z nim na czele.
- Za Sin'dorei! Za Quel'thalas! - wykrzyczał Elaren i ruszyliśmy w stronę wroga. Wódz Amanów wykrzyczał rozkazy zauważywszy to. Szamani odwrócili się w naszą stronę, by rzucić zaklęcie, lecz było za późno. Wbiliśmy się jak klin w ziemię. Trolle padały martwe albo upadały, by ratować się przed naszym naporem. Machałem mieczem bez opamiętania, może zraniłem kilkoro. Widziałem jak pozostali rycerze paradują mieczami nie schodząc z rumaków. Ich cięcia były  przemyślane i celne, uderzali tak, by ofiara już nie mogła wstać. Trolle wrzeszczały, ku nam ruszyły bestie łowców oraz seria strzał.
- Na przód, wydostańmy się stąd! W kierunku schodów, gdzie zawrócimy i ponowimy atak. - wykrzyczał Kapitan. Jeden z Paladynów miał lewe udo przebite strzałą. Rana mocno się sączyła. Złamał ją w pół, lecz nie wyciągnął grotu. Pewnie widział czym to skutkuje. Wszyscy broczyliśmy we krwi, widać było świeże wgniecenia na zbrojach, które spełniły swoje zadanie. Na szczęście obyło się bez większych obrażeń, nie licząc jednego z nas. Jechałem na końcu po prawej stronie. Między nami przelatywały strzały oraz włócznie, lecz już bez magii żywiołów. Czyżby szamani zginęli w trakcie pierwszego najazdu? Zabrzmiał delikatny i dźwięczny róg elfów. Reszta naszych wojsk wołała o pomoc.
- Nawracamy! Atakujemy łuczników i kierujemy się ku naszym bracią - wydał rozkaz, a następnie zawrócił wierzchowca. Wszyscy poszli w jego ślady. Wszyscy oprócz mojego Spopielonego. Ruszył w górę schodów ku Zul`Aman.
- Co ty robisz?! Nawróć Ash'falarah! Nawróć! - wrzeszczałem.
- Vegov, co ty wyprawiasz? Gdzie my jedziemy? - krzyczał Telanis.
- Nie wiem, koń sam nas prowadzi! - Dotarliśmy do bramy miasta, która była przymknięta, zostawiając szparę, by przecisnął się jeden troll. Ogromna drewniana brama, oparta na  kamiennych filarach ozdobionych rzeźbami czaszek.  Słychać było odgłosy walki oraz dźwięki rogów.
- Naprzód, Spopielony! Musimy wrócić! - rozkazałem.
Koń stanął dęba. Zrzucił nas obydwu na ziemię po czym uciekł w kierunku, z którego tu przybyliśmy.
- No pięknie. Dobra, Telanis, wracamy do reszty. - powiedziałem. Chciałem się odwrócić, gdyż nie uzyskałem odpowiedzi. Nagle troll wyłonił się za bramy i pochwycił Telanisa, łapiąc za usta i rękę. Próbował wciągnąć go  do środka. Telanis się szarpał, lecz był za słaby. Jednak nie był głupi. Dłonie spoczywały wzdłuż jego ciała, a za pasem miał ukryty mały sztylet. W ferworze walki wyciągnął niezauważenie broń i wbił ostrze w brzuch oprawcy. Z bólu oponent puścił posłańca, łapiąc rękoma za wystający z brzucha sztylet. Nie czekałem ani chwili dłużej. Wyprowadziłem cięcie na wysokości głowy trolla. Miecz doszedł celu, wbijając się na końcu w ścianę. Troll stał przez chwilę w pozycji wyprostowanej, by po sekundzie upaść, gubiąc tym samym odciętą głowę.
 Oddychałem ciężko. Widziałem co mam robić, jak uderzyć. Był strach, lecz inny niż za pierwszym razem. Odwróciłem się do Telanisa, złapałem go za ramię i pociągnąłem za sobą..
- Ty też to widzisz? - zapytał zdenerwowany.
- Tak, ktoś porusza się bardzo szybko w naszym kierunku. Czekaj, to nikt z naszych!
- To ten troll dowódca na raptorze. Co robimy? - zapytał przerażony.
- Tam, do tej chaty. - wskazałem palcem naszą kryjówkę. Nie czekając ani chwili pobiegliśmy w tamtym kierunku. Jeździec domyślił się co chcemy zrobić i ruszył naszym śladem, zgarniając po drodze pochodnię. Od chaty dzieliły nas metry, lecz przebiegły troll rzucił pochodnią i dach zajął się ogniem.

( Droga do Zul`Aman w World of Warcraft)

- Da. Młode brudne elfy. Tutaj czeka was koniec. - wojownik zsiadł z raptora. Dobył wielkiego młota i skierował się w moim kierunku. Raptor nie został z tyłu, wyszczerzył swój gadzi  pysk, odsłaniając dwa długie rzędy zębów. Obrał sobie za cel Telanisa. Zwierzę rzuciło się na elfa, ale ten uchylił się przed ogromnymi szczękami i zaczął uciekać. Chciałem mu pomóc, lecz poczułem uderzenie młota na klatkę piersiową. Zbroja się wgniotła, spowalniając uderzenie, ale i tak usłyszałem chrupnięcie. Chyba pękło żebro. Siła uderzenia była tak ogromna, że odrzuciło mnie parę metrów do tyłu. Leżałem twarzą do ziemi. Nagle usłyszałem bicie stóp o ziemię. To troll biegł w moja stronę. W ostatniej chwili przeturlałem się w prawo, a tam, gdzie leżałem, uderzył ogromny młot. Jak się okazało był to kamień wyrzeźbiony w kształt prostokąta, nabity na grubą drewnianą rękojeść. Troll syknął, ale zdążyłem się podnieść nim  uniósł  oręż. Wykonałem parę cięć w kierunku wroga, jednak udało mu się uniknąć dwóch pierwszych, a trzecie sparował młotem. Ruszył w moja stronę, uniósł młot nad głowę, po czym chciał opuścić go na mnie. Zrobiłem unik w lewo i odskoczyłem do tyłu, lecz zielonoskóry zdążył już wykonać zamach na wysokości mojego torsu. Troll nie zatrzymał się; kręcił się w koło wymachując młotem w moim kierunku. Jedyne, co mogłem zrobić, to uciekać,  lecz po kilku obrotach troll się zatrzymał, wyraźnie zmęczony ogromnym atakiem. Pancerz na jego torsie energicznie podnosił się i opadał. To była moja szansa... Rozpędziłem się, wskoczyłem na obalone drzewo leżące obok, i dobiegając do końca wykonałem skok na trolla z uniesionym mieczem, z taką siłą, że mogłem go nawet rozpłatać w pół. Troll zasłonił się rękojeścią młota, która pękła, a miecz zatrzymał się na czaszce przeciwnika. Z trudem wyrwałem miecz. Troll się słaniał, ale  nadal chciał walczyć. Chwiejną ręką wciągnął sztylet i zaczął iść w moim kierunku. Bez wahania odciąłem jego dłoń i  wbiłem ostrze broni w brzuch trolla. Spojrzał zakrwawionymi oczami w moje oczy, uśmiechnął się szyderczo i opadł na mnie. Zsunąłem go na ziemię wyrywając miecz, który przeszedł na wylot. Rozglądam się za Telanisem, który wpadł w szczelinę pomiędzy chatą a murem. Zwierzę nie mogło go sięgnąć, wpychało jedynie pysk coraz dalej. Chata cała się trzęsła, jeszcze chwila i runie. Jedna, dwie, pięć, dwanaście starzał wbiło się w drapieżnika. Raptor zawył z bólu, kierując pysk w stronę jego ciemiężycieli. To Dagorlind jechał na sokole jednoczenie strzelając. Co za umiejętność walki. Gdy dojechał, zeskoczył z wierzchowca, schylił głowę, żeby unikać pokąsania i wbił miecz w żuchwę bestii. Zamrugała jedynie oczyma i padła.
- Gdzie jest Vegov? - krzyknął.
- Tutaj  - szedłem powolnym krokiem w ich kierunku, trzymając się za klatkę piersiową.
- Czemu nie ruszyłeś za nami? - dopytywał Kapitan.
- Spopielony sam nas tutaj zaprowadził. Chyba się wystraszył. Widziałeś go może? - zapytałem.
- Nie widziałem. Chodźcie, wracamy do reszty - polecił kapitan.
Zeszliśmy po schodach. Pole bitwy skąpane było w krwi i trupach, z których większość należała do trolli. Większa połowa z nas zginęła.. Z Farstriders zostało zaledwie dziesięciu, kapłanów dwóch, z czego jeden w stanie krytycznym i jeden mag - kobieta. Trolle musiały skupić się na nich. Wygłodniałe ptaki krążyły  nad polem bitwy, czekając na mięso...
- Gdzie rycerze? - zapytałem głośno.
- Udali się w pościg za uciekinierami. Cała trójka powinna zaraz wrócić. - odpowiedział kapłan, który padał z wycieńczenia, ale nadal leczył. Podszedł właśnie zbadać moją ranę. Przyłożył ręce, wypowiedział kilka zdań, a ja poczułem spokój i ukojenie. Ból odszedł niezauważalnie.
- Dziękuję. Jak to trójka? - zapytałem zdziwiony.
- Strzała w udzie utrudniała mu walkę. Troll zrzucił go z konia i przygwoździł włócznią do ziemi. - ze smutkiem w głosie odpowiedział kapłan.
- Chodź, Telanis. Zbierzmy zmarłych, trzeba ich spalić - oznajmiam powiernikowi.
- Naszych żołnierzy złóżcie obok siebie i zostawicie. Pożegnamy ich godnie. Trolle zbierzcie i spalcie na miejscu. Telanis, gdy skończysz, udaj się do Tranquillien oraz enklawy Farstriders. Przekaż co się tutaj  stało, a następnie wsiądziesz na Smoczego Jastrzębia i udasz się do Stolicy. Poinformujesz generała o wszystkim. - rozkazał Elaren.
- Tak jest.– odpowiedział posłaniec.
- Kapitanie, w Zul'Aman zaatakował nas samotny troll. Co mógł tam robić? Z tego co widzę większość trolli żyła poza jego murami...
- Dziwne. Wyślę natychmiast Farstriders na zwiady do miasta. Musimy widzieć czy nie ma ich tam więcej. Teraz  zajmij się pozostałymi. Dużo z nas zginęło, ich poświęcenie zostanie zapamiętane na wieki. Dzięki nim zażegnaliśmy kolejnego zagrożenia.


Autor: Vegov
Copyright © Ścieżki Azeroth