Powiernik

    Dzień chylił się ku końcowi. Wartownicy przekazali służbę zmiennikom. Z polecenia kapitana Heliosa straż została podwojona, licząc teraz sześcioro Farstraiders. Rozpalono też więcej ognisk w obozie celem poprawienia widoczności. Siedziałem samotnie przy jednym z nich, kiedy podszedł do mnie żołnierz i usiadł po drugiej stronie tańczących płomieni. Rozpoznałem jego twarz – był to ten sam jegomość, który protestował w Tranquillien odnośnie mojej podróży do enklawy.
- Jestem ci winny przeprosiny za sytuację w Tranquillien - rozpoczął łucznik.
- Nie chowam urazy. Będąc na twoim miejscu prawdopodobnie zachowałbym się tak samo widząc takiego podrostka jak ja – odpowiedziałem.
- Uważałem, że ktoś tak młody i niedoświadczony nie powinien w ogóle wyruszać w taką podróż. Myliłem się. Widziałem jak walczyłeś wczoraj w nocy. Pokonałeś strach, co pomogło ci unicestwić tego przeklętego szamana. Ta zielono skóra gnida zabiła dwóch naszych najlepszych braci jednym uderzeniem pioruna. Zaimponowałeś mi, gdy powaliłeś go w walce. Szamani to trudni przeciwnicy, gdyż wspierają ich żywioły. Nigdy nie wiadomo czy uderzy ciebie kula ognia, czy zostaniesz pochłonięty przez odmęty ziemi. - oznajmił. Następnie wyciągnął bukłak, oderwał korek i umoczył usta w trunku. Gdy skończył pić podał mi manierkę. 
- Co to jest? - zapytałem niepewnie. 
- Resztki mojego zapasu wina z Silvermoon. Jest to odpowiednia chwila, by opróżnić butelkę. Pij! - w momencie, gdy kończył zdanie, wcisnął wino w moje dłonie. Co miałem do stracenia? Wypiłem wszystko, po czym oddałem naczynie właścicielowi. Słodkie i aksamitne. Nie czuć było wcale, że piłem alkohol. Trunek koloru bordowego, delikatnie gęsty, rozpływający się w ustach.
- Dziękuje, było bardzo dobre. - przyznałem.
- Było? Czyli wypiłeś wszystko? Myślałem, że zostawisz mi chociaż odrobinę. - skwitował łucznik z lekkim uśmiechem.
Wymieniliśmy spojrzenia pełne szacunku. W normalnych okolicznościach pewnie byśmy się z tego śmiali, lecz sytuacja była zupełnie inna.


( Ghostalnd - art by Tsabo6 )

    Obok nas przeszedł kapitan Helios wraz z komandosami, którzy kończyli dzienną wartę. Prawdopodobnie składali mu raport. Podbiegłem do nich, a widząc to dowódca przyczółku tylko na chwilę odwrócił się w moją stronę, po czym kontynuował przyjmowanie raportu. Doszliśmy do budynku, w którym znajdowała się sala odpraw i prywatna kwatera Heliosa. W milczeniu czekałem, aż rozliczy wartowników. Farstraiders odeszli w kierunku kwater, po chwili kapitan zapytał:
- Co tym razem cię do mnie sprowadza, młody Paladynie?
- Panie? Czy mogę zająć ci chwilę? - gdy to mówiłem stałem na baczność jak nas uczono w zakonie.
- Myślałem, że zrozumiałeś jak na początku ci tłumaczyłem, że zasady musztry tu nie obowiązują, lecz widzę że jest to silniejsze od ciebie. Spocznij, Krwawy Rycerzu. Pewnie przyszedłeś po swój raport dla Elarena? Proszę, oto on. Opisałem w nim wszystko, nawet wczorajszą tragedię. - oznajmił, a następnie wręczył mi żółty pergamin zwinięty w rulon, zapieczętowany zielonym woskiem z odciśniętą pieczęcią Quel'thalas.
- Wyruszysz jutro rano. W nocy nowicjusze nie powinni spacerować po tych lasach. Do południa powinieneś dotrzeć do swojego pana. Zapewne spodziewał się twojego powrotu dwa dni temu - stwierdził kapitan
- Tak, mój panie. Kazał mi wrócić jak najszybciej, ale sprawy nabrały nieoczekiwanego obrotu. - odrzekłem, po czym nastała wymowna cisza. Obaj wiedzieliśmy co było tym ,,nieoczekiwanym obrotem spraw".
- Czy czegoś jeszcze chcesz? - burknął kapitan, lekko zirytowany.
- Dziękuję. Czy mogę wrócić do swoich obowiązków? - zapytałem wyczuwając jego podenerwowanie.
- Tak. Idź spać, jutro czeka cię podróż - zgodził się, a następnie wszedł do zniszczonego budynku w którym mieszkał.
Odwróciłem się, po czym udałem się w kierunku centrum przyczółku. Nagle trącił mnie przebiegający elf. Biegł szybko, lecz chaotycznie, prawdopodobnie miał bardzo ważna wiadomość do przekazania. Jak się później okaże, tak było. Uderzał agresywnie w drzwi, aż zatrząsały się w posadach. Po chwili w progu ukazał się Helios, który zdążył jedynie ściągnąć buty.
- Co się do cholery dzieje? - wykrzyczał, wbijając wzrok w żołnierza.
- Wybacz miłościwy panie, od południa kierują się jeźdźcy w nasza stronę. Dosiadają Sokolich Biegaczy oraz rumaków z Zakonu Krwawych Rycerzy. - wyrecytował, łapiąc oddech co drugie słowo.
- Najważniejsze, że to nie wróg. Dziękuję wartowniku. Zbierz naszych braci, musimy przywitać gości. - Helios gdy skończył, popatrzył na mnie dając mi do zrozumienia, iż ja jestem przyczyną wizyty jeźdźców.

( Paladyn - art by davidhueso )

    Usłyszałem nagle głośny dźwięk trąb. Skierowałem wzrok w stronę głównej bramy. Na czele kawalerki, stał rosły mężczyzna odziany w ciemnozielony płaszcz, na pasie po prawej stronie przypięty był kołczan, a na plecach długi łuk. Jeździec miał zarzucony kaptur na głowę, co uniemożliwiało mi jego identyfikację. Dosiadał Sokoła o opierzeniu w kolorze indygo i ciemnej purpury, z elementami pancerza w okolicach głowy i nóg. W ślad za nim wjechało czterech Krwawych Rycerzy, uzbrojonych w ciężkie płytowe zbroje, w kolorach głębokiej czerwieni i czerni. Wzrok przykuwał tabard z herbem zakonu spoczywający na torsie, który i ja w tej chwili miałem na sobie. Ogromne miecze zabezpieczone na plecach, by w każdej chwili je dobyć. Konie na pierwszy rzut oka identyczne, odziane w złote pancerze z charakterystycznymi żelaznymi rogami na łbach, u dołu bordowa tkanina sięgająca aż do kopyt. Jedynie przy bliższej obserwacji można stwierdzić różnice w umaszczeniu ogierów. W stajniach Rycerzy Krwi głównie królowały ogiery, lecz zdarzają się przypadki i to coraz częściej, że klacze również zostają wybierane przez swoich nowych opiekunów. Ostatni z czterech ciągnął za sobą piątego konia zakonu, lecz bez jeźdźca. Dostrzegłem, że miał problem z utrzymaniem wierzchowca, być może spowodowane było to strachem, złym traktowaniem bądź po prostu taki miał charakter. Koniec kawalkady stanowili magowie z Silvermoon obleczeni w krwiste długie szaty ze złotymi akcentami, oraz herbem Quel'thalas na piersi. Każda postać, jak i dowódca na czele, miała nałożony kaptur na głowę. Poruszali się na Sokolich Bigaczach w barwach ciemnej zieleni, czerwieni, żółci i fioletu. Wśród nich znajdowała się jedna kobieta, stwierdziłem to po jej posturze, która była smuklejsza na tle innych. Kończąc lustrację, usłyszałem znajomy głos i wszystko stało się jasne.
- Wojowniku, poinformuj Kapitana Heliosa, że Kapitan Elaren Dagorlind przybył i chce się z nim widzieć natychmiast. - wykrzyczał, po czym zszedł z osiodłanego ptaka. Wartownik nie zdążył nic powiedzieć, bowiem Helios był już na miejscu. 
- Nie musi nic przekazywać. Witaj Kapitanie Dagorlind, co za zaszczyt mnie spotkał, iż osobiście przybywasz w nasze skromne progi. - kończąc ukłonił się w geście szacunku. 
- Bądź pozdrowiony, Kapitanie Helios. Przybywam tu w jednym konkretnym celu. - podał mu rękę, następnie zaczęła się rozglądać. 
- Twój konkretny cel stoi tutaj - lider enklawy wskazał na mnie. Elaren nie czekając na nic, energicznie podszedł do mnie i obiema rękoma złapał mnie za barki. 
- Co ty do cholery wyprawiasz, chłopcze?! Miałeś wrócić zaraz po uzyskaniu raportu. Stawiałem, że na drugi dzień już będziesz z powrotem. Miałeś wykonywać moje rozkazy. - odrzekł ze strachem w oczach, który zauważyłem tylko ja. Nastała cisza. Czułem jak wzrok wszystkich obecnych spoczywa na naszej dwójce. Najwyraźniej on też to poczuł. Nagle puścił moje ramiona i dodał już tonem przystającym na dowódcę:
- Mam nadzieję, iż kwestia twojego spóźnienia zostanie mi wyjaśniona, Paladynie. Twoja nieodpowiedzialność naraziła nasze zadanie w Krainie Duchów na niepowodzenie. Zbieraj się, zaraz wyruszamy. - dodał. 
- Kapitanie, jeśli pozwolisz, wyjaśnię ci powód spóźnienia podrostka, lecz nie tutaj. Wejdźmy proszę do mojej kwatery, nie jest to temat na krótką rozmowę na placu. - zaproponował i wyciągnął rękę wskazując budynek.
- Dobrze, lecz wiedz, że mam wiele innych spraw na głowie. Dajcie odpocząć naszym wiernym wierzchowcom. Napoić i przygotować je do dalszej jazdy. - rozkazał, a następnie dołączył do Heliosa.
- Dowódco, a nasza wizyta w Sanktuarium Słońca? Mieliśmy się tam udać, gdy już odnajdziemy nowicjusza zakonu. - rzucił jeden z czarodziei. Dagorlind stał chwilę, skierowany plecami do mówcy. Nie tolerował, gdy ktoś próbował podważać wydane przez niego rozkazy. Odwrócił się po czym dodał:
- Czy wielki czarodziej kwestionuje mój rozkaz? Kazałem czekać i napoić wierzchowce, więc, wielki magu, czekasz i pilnujesz by wierzchowce były napojone. Czy to dla ciebie za trudne? Dałem słowo, że udamy się do Sanktuarium i tak będzie. Wyruszymy tam, gdy tylko zakończymy sprawy w obozie Farstriders. Czy coś jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytał na koniec.
- Wiem już wszystko. Będę oczekiwał twego rychłego powrotu. - dodał i zaprowadził sokoła do koryta z wodą. 
- Vegov, piąty rumak należy do ciebie. Przygotuj się do jazdy. - rozkazał, a następnie wszedł do budynku. Gdy zniknęli, atmosfera się rozładowała. Rozpoczęły się rozmowy, żarty oraz drobne przepychanki. Farstriders przyjęli ich ciepło. Podnosiłem mój dobytek i udałem się w kierunku paladynów. 
- Witajcie - rzuciłem
- Jest i nasz cel podróży. Co tak długo cię zatrzymało, że aż kapitan kazał ściągnąć ogiery i sokoły, by wyruszyć twoim śladem? - zapytał Lethorin, najstarszy służbą z obecnych rycerzy.
- Trolle - burknąłem krótko.
- Co? Trolle? Bałeś się ich czy co? - sfrustrowany ciągnął dalej.
- Zaatakowały nas dwa dni temu w nocy, było ich chyba z dwunastu. Zginęło sześcioro Farstriders. - odpowiedziałem.
- Walczyłeś? Z resztą nie musisz odpowiadać. Widzę rozdarty tabard na plecach oraz wszechobecny brud na zbroi. Na szczęście nie zauważyłem żadnych ciężkich uszkodzeń. Pierwsza walka? - zapytał Lethorin już innym tonem, pełnym zrozumienia.
- Tak. To było... trudne. - wybełkotałem.
- Domyślam się. Jeszcze nieraz staniesz do walki, lecz już będziesz wiedział co to znaczy. Jest inaczej niż uczą w zakonie, co? Nieważne. Chodź, pokaże ci twojego pierwszego konia bojowego. Jest trochę nieokrzesany, ale za to silny i młodziutki, tak jak ty. Dbaj o niego, a będzie ci wiernie służył. Jak sam wiesz, rumaka dosiadają ci, którzy ukończyli nauki. Na prośbę Dagorlinda wierzchowce zostały wysłane z miasta, w tym twój koń. Lady Liadrin zrobiła wyjątek, chyba pierwszy raz w swoim życiu, dając możliwość dosiadania rumaka z naszych stajni adeptowi. - skierował słowa w moja stronę. Następnie podał mi lejce. Koń drgnął popatrzył na mnie, a następnie stanął dęba. Upadłem na ziemię, a Lethorin z uśmiechem na twarzy pomógł mi wstać. Inni zaczęli się śmiać, widząc moją pierwszą próbę kontaktu.
- Spokojnie Vegov, spróbuj jeszcze raz. Pierwszy raz cię widzi, musi cię zaakceptować. - doradził paladyn. Wstałem, a następnie jeszcze raz zbliżyłem się do rumaka o umaszczeniu czarnym jak węgiel z najgłębszych kopalni goblinów. Podszedłem od przodu, nie przyspieszając kroku. Ogier ruszał energicznie głową, ale nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Prawą dłonią dotknąłem jego głowy, przesuwając nią dalej przez szyję, aż do pleców. Metalowy pancerz zakrywał niemalże całe ciało, lecz właśnie taką funkcję miał pełnić. Zwierzę stawało się spokojniejsze. Ogier stał spokojnie czekając na kolejny mój ruch. 
- Śmiało Vegov, dosiąść go! - zachęcał mnie Lethorin. 
Złapałem lejce w lewą rękę, prawą zaś za złocone siodło i nie zastanawiając się, wskoczyłem na grzbiet czarnego wierzchowca. Ogier zaczął wymachiwać zadem oraz głową, prawdopodobnie nie spodziewał się tak drastycznej zmiany sytuacji. Głaszcząc dłonią po prawej stronie łba szeptałem:
- Witaj mój nowy przyjacielu. Proszę, daj mi szansę zasłużyć na twój szacunek, a obiecuję, że nigdy nie stanie ci się krzywda. 
Po tych słowach koń zaprzestał agresywnego zachowania. Czyżby mnie rozumiał? Czy to możliwe? Przejechaliśmy parę metrów. Stąpał twardo po ziemi. W jego obecności czułem się bezpiecznie. Mogłem mu zaufać. Oto właśnie odbyła się moja pierwsza jazda konna. Gracji czy kunsztu w tym nie było, ale nie spadłem. 
- Chyba cię polubił. Ten nieokrzesany rumak w twoich ramionach zachowanie się jak inny koń, gratuluję. Jazda daje wiele do życzenia, lecz nauczysz się jej w praktyce. Pamiętaj, ty jesteś dla niego, a on dla ciebie. Szanuj i dbaj o niego, gdyż jest czymś więcej niż twoim transportem. Może go nazwiesz? - zaproponował paladyn. 
- Ash'falarah. Od dzisiaj takie imię będziesz nosić. - z dumą stwierdziłem. 
- Spopielony, dumne i wspaniałe imię. Lepiej wybrać nie mogłeś - oznajmił Lethorin, po czym kontynuował dalszy instruktaż jazdy konnej.

( Troll Rogue - art by Wreckonning ) 

W tym samym czasie w kwaterze Heliosa:
- Proszę usiąść, kapitanie - zaproponował Helios.
- Skoro już jesteśmy sami możesz zwracać się do mnie po imieniu. - odrzekł Dagorlind .
- Dawno się nie widzieliśmy, Elarenie. Co się stało, że wróciłeś do munduru? - zapytał.
- Długa historia, a czasu nie mamy na opowieści. Powiem tylko tyle, że ten chłopak, Vegov, on jest powodem mojej obecności w Krainie Duchów. - stwierdził Elaren.
- Interesujące. Widziałem lepszych nowicjuszy niż on. Lepiej władali bronią bądź z łatwością panowali nad magią, lecz w tym młodzieńcu coś jest, coś czego nie umiem opisać i to mnie ciekawi. Wracając do tematu: Wczoraj w nocy zaatakowały nas trolle. Od dawien dawna nie przypuszczały ataku na naszą enklawę. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce jeszcze przed inwazja połączonych sił elfów i trolli na Zul'Aman. - powiedział Helios. 
- Trolle? Żyłem w przekonaniu, że na tych ziemiach zostało ich bardzo mało i żyją w odosobnieniu od wszystkich, bez przejawu skłonności do ataku na naszych braci. Skąd przybyły? - zapytał starszy elf.
- Zaatakowali nas od południa. Prawdopodobnie przybyły z okolic Zul'Amanu. Przed miastem świątynnym znajdują się wioski, w których trolle żyją do dnia dzisiejszego. Z ostatnich raportów wynika, iż liczba trolli na południu zwiększyła się dwukrotnie. Większość stanowią mężczyźni, brak obecności dzieci. - poinformował lider Farstriders.
- Gdzie jeszcze znajdują się trolle? Wiesz czym jest spowodowana większa aktywność trolli? Jakie poniosłeś straty w wyniku ataku? - dopytywał gość.
- Na północy stąd, za rzeką, jest kolejna wieś. Składa się głównie z rodzin z dziećmi. Prawdopodobnie znajdują się tam z uwagi na dobrą lokalizację. Mają dostęp do zwierzyny, gdyż są na granicy z Eversong Forest, zbiornik wody obfituje w ryby oraz brak zagrożeń z Ghostlands. Obserwujemy ich, nie wykazują skłonności do agresji wobec nas. Jedyne co zauważyłem to to, że niekiedy dorastający troll, bez względu na płeć, opuszcza wieś i nigdy do niej nie powraca. Stawiam, iż kierują się ku Zul'Aman. Być może to jest przyczyna zwiększonej liczby trolli. Mimo, że do tej pory nie ukazywały wrogości, to od zawsze pielęgnują nienawiść do naszej rasy. Co do aktywności, to mogę tylko przypuszczać, że prawdopodobnie jakaś zbuntowana grupa trolli przypomniała sobie dawne zażyłości i chcą na własną rękę szukać sprawiedliwości. Nie mam potwierdzonych wiadomości, sugeruje się tylko obserwacjami migracji trolli z północy na południe oraz zwiększoną liczba tych osobników przy Zul'Aman. Poślę zwiadowców na południe. Odnośnie ataku: nastąpił późną nocą na mojej warcie. Elaren, to była moja wina. Przez długi czas nie zauważyłem żadnej aktywności tych zielonych gnid i moja czujność osłabła. Zaprzestałem wystawiać liczniejszych wart oraz zmniejszyłem liczbę patroli. Popełniłem szkolny błąd. Zginęło sześcioro z nas, pięcioro mężczyzn i jedna kobieta. Twój podopieczny pierwszy raz musiał walczyć o swoje życie. Wiele nauki przed nim i prawie zginął przebity włócznią, aż w końcu dobył miecza i zakończył żywot szamana. Zmarłych spaliłem na stosie - odpowiedział Helios.
- Bardzo dobrze postąpiłeś, mogliby zasilić szeregi nieumarłych. Poślij zwiadowców do Zul'Aman, musimy znać aktualne informacje. Szlag by to trafił, przybyłem tu zbadać aktywność nieumarłych na zachodzie, a przyjdzie mi w pierwszej kolejności opanować sytuację z trollami. Nie martw się przyjacielu, nie zostaniesz z tym sam. Poślij posłańca do stolicy, generał musi się dowidzieć co się tutaj wydarzyło. Zostaniemy do rana, gdyż trolle znowu mogą zaatakować. O świcie wyruszę do Sanktuarium Słońca, gdyż jest najbliżej stolicy Amanów. Muszę sprawdzić czy są cali oraz czy posiadają jakieś istotne dla nas informacje. Część moich wojsk została w Tranquillien, rano wyślę Vegova i pozostałych Krwawych Rycerzy, by ich zebrali. Udadzą się naszym śladem do Sanktuarium, lepiej dmuchać na zimne, bo cholera wie co możemy tam spotkać. - oznajmił kapitan Dagorlind.
- Posłańca do stolicy wysłałem zaraz po ataku. Generał zapewne już wie o wszystkim. Dobrze, przydzielę ci moich Fastraides, żeby wsparli cię w walce, a ponadto znają okolicę lepiej niż wy. Widzę, że wiążesz wielkie nadzieję z tym paladynem, powierzając mu takie zadania. Obyś się na nim nie zawiódł. - stwierdził młodszy elf.
- Postanowione, jutro wyruszamy. Przekażę rozkazy moim ludziom. Pewnie magowie nie będą zachwyceni, lecz powstały nowe okoliczności, wobec których nie mogę przejść obojętnie.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Helios chciał sprawdzić kto przerywa im naradę, lecz zanim to uczynił, drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wbiegł krwawy elf. Oparł się rękoma o kolana próbując złapać oddech. Niski jak na elfa, ubrany w jedwabną odzież w kolorach błękitu i bieli. Wzdłuż nóg zwisały mu uprzęże, a w prawej dłoni miał skórzany hełm.
- Kto jest tak bezczelny i wdziera się do mojej kwatery nieproszony - wykrzyknął oburzony dowódca Farstriders, wbijając wzrok w nieproszonego gościa.
- Proszę o wybaczenie, panie. Poszukuje kapitana Elarena Dagorlind. Mam dla niego pilne wieści od generała Haldurona Brightwinga. W Tranquillien powiedziano mi, że udał się tutaj wraz z małym oddziałem. - odpowiedział posłaniec, gdy w końcu opanował zmęczenie.
- Dobrze słyszałeś. Jam jest kapitan Dagorlind. Daj mi ten list. Jak tu przybyłeś? - zapytał Elaren, podając powiernikowi kielich wody.
- Dziękuję. Przyleciałem na grzbiecie Smoczego Jastrzębia. Wylądowałem poza enklawą, gdyż Jastrząb padł z wycieńczenia. - oznajmił elf, a następnie napił się wody.
- Wyślę żołnierzy po to biedne zwierzę. Mam nadzieję, że jeszcze żyje. - gdy skończył, Helios wyszedł z kwatery. Przywołał do siebie dwóch najbliższych żołnierzy.
- Udajcie się poza obóz, gdzieś w pobliżu znajduje się Smoczy Jastrząb, którym przyleciał posłaniec. Jest wycieńczony, lecz żyje. Przyprowadźcie go i zajmijcie się nim. - rozkazał kapitan, a następnie wrócił do pomieszczenia.

( Khael`thas- art by Svevya )

- Szlachetne zachowanie, kapitanie. Zobaczmy czego chce od nas generał. - stwierdził Dagorlind, a następnie wziął w dłonie list. Korespondencja umieszczona była w złotej tubie ze znakiem Quel'thalas na wieku. Wewnątrz znajdował się list na pergaminie koloru blado żółtego, zapieczętowany woskiem w kolorze czerwieni z odciśniętym herbem Krwawych Elfów. Przełamał pieczęć, rozwinął pismo i zaczął czytać:

Drogi Kapitanie Dagorlind,
    Jak Twoje poczynania w Krainie Duchów? Doszły mnie przykre informacje o ataku trolli na Enklawę Farstriders. Z żalem w sercu przyjmuje wieść, iż nie obyło się bez strat. Jednak niepokoi mnie fakt, że trolle dopuściły się agresji wobec naszego ludu. Jak mi wiadomo, od dłuższego czasu takie incydenty nie miały miejsca. Śmiem twierdzić, iż nie był to jednorazowy incydent i takich ataków w przyszłości będzie więcej. Nie możemy do tego dopuścić i musimy stłamsić problem w zarodku, zanim śmierć poniosą kolejne ofiary. Nakazuje Ci udanie się do Enklawy. Skontaktuj się z panującym tam Kapitanem Heliosem. Okaż mu ten list, niech udzieli Ci wszelakich informacji na temat ataku i aktywności trolli. Podejmijcie wspólne działania w celu odnalezienia źródła aktywności trolli oraz eliminacji agresywnych jednostek. Dokonać infiltracji Zul'Aman, jeśli będzie to konieczne. Muszę wiedzieć wszystko, co jest związane z trollami na naszych ziemiach. Gdy uznasz, że posiadane przez Ciebie jednostki nie są w stanie wypełnić powierzonych zadań, poinformuj mnie o tym. Przybędę na czele armii, by wesprzeć Cię w walce. Ponadto, kiedy cel zostanie zrealizowany, poinformuj mnie natychmiast. Posłaniec, który wręczył Ci list, dołączy do twojego oddziału, a po zakończonych działaniach odeślij go z powrotem do mnie z wieściami. Wielki Magister udziela Ci zgody na pozostawienie towarzyszących Ci magów w oddziale, bez konieczności doprowadzenia ich do Sanktuarium Słońca. Problem trolli jest w tej chwili dla Ciebie priorytetem. Gdy zażegnamy problem z ich strony, wróć do realizacji pierwotnego zadania. Lord Regent oczekuje na raport odnośnie dotychczasowych ustaleń. Wierzymy w Ciebie i Twoje umiejętności kapitanie Dagorlind. 
Bywaj zdrów i powodzenia w przedsięwzięciu.
     Generał Halduron Brightwing

- Rozkazy generała pokrywają się z naszymi planami, więc kolejny cel to tereny w pobliżu Zul'Aman, a dokładnie te osady, o których mówiłeś, Heliosie. Poczyńmy przygotowania do jutrzejszych działań. - poinformował Elaren.
Słysząc to Kapitan Helios kiwnął głową z aprobatą. Przywdział długi płaszcz i wyszedł przez zniszczone drewniane drzwi na plac, by poinformować żołnierzy. 
- Jak masz na imię? - stary elf zwrócił się do jeźdźca Smoczego Jastrzębia. 
- Telanis, miłościwy panie, Telanis Finweg. - odpowiedział.
- A więc, Telanasie Finweg, witaj w naszym oddziale. Rozkazem generała dołączysz do nas, dopóki nie zakończymy misji. Widzę, że nie masz ani zbroi, ani oręża. Podejdź do Krwawych Rycerzy i czekaj na dalsze rozkazy. Ja w tym czasie zorganizuje ci wyposażenie.

(Troll Szaman - art by breath-art )

   Noc już dawno zapadła, część elfów już spała na swoich posłaniach. Paliły się ogniska, przy których w większości siedzieli żołnierze, którzy przybyli do przyczółku wraz z Dagorlindem. Mroczna i gęsta mgła otuliła obóz, w ciszy usłyszeć można było szelest przebiegających zwierząt oraz niekiedy wycie wilków. Telanis podszedł do naszego ogniska.
- Witajcie. Z polecenia kapitana mam do was dołączyć. Jestem Telanis Finweg. - gdy skoczył, nikt mu nie odpowiedział. Starsi stażem wojacy tylko popatrzyli na niego z pod byka, w tym też Lethorin. Widząc w nowym towarzyszu po części siebie, wstałem i podałem mu rękę. 
- Witaj, jestem Vegov. Usiądź z nami przy ognisku. - po czym przesunąłem się, robiąc miejsce dla posłańca. Podałem mu kawał chleba i smażonego mięsa. Pozostali położyli się przy ogniu, by oddać się w objęcia snu.
- Zbierzcie się wszyscy. Mam wam coś ważnego do przekazania. - rozkazał Elaren. Po chwili staliśmy w szeregu przed nim. 
- Jak już pewnie wiecie, Farstrider zostali zaatakowani przez trolle. I zapewne też już wiecie, że przybył posłaniec z Silvermoon. Finweg dostarczył kolejne rozkazy od generała. Jego wolą jest, byśmy zbadali co mogło być przyczyną ataku i skąd przybyły trolle. Ostatecznie, po ustaleniu potrzebnych informacji, wyeliminować zagrożenie. Tak, prawdopodobnie czeka nas walka z trollami. Jutro rano poprowadzę czarodziei do Sanktuarium Słońca, lecz z rozkazu Wielkiego Magistra, nie zostaniecie tam przydzieleni jak to było mówione na początku, tylko pozostaniecie w moim oddziale do odwołania.
- To absurd. Mieliśmy inne rozkazy. - przerwał kolejny raz ten sam mag, który odważył się wcześniej podważyć rozkazy.
- Jeszcze nie skończyłem, a ty już okazujesz swoje niezadowolenie. Jesteście pod moimi rozkazami, więc ja zadecyduje co będziecie robić, czy to się wam podoba czy nie. Czy naprawdę tak trudno jest wam wykonywać polecenia? Wasza wyniosłość zawsze musi być okazywana? Ruszycie jutro ze mną do Sanktuarium, gdzie, mam nadziej uzyskamy cenne informacje. Jeszcze coś? - gdy skoczył, podszedł do próżnego maga, który przerwał mu wypowiedź, wpatrując się w jego oczy.
- Nie słyszę sprzeciwu, więc mogę stwierdzić, że mam kontynuować. Lethorin, Vegov i pozostali Krwawi Rycerze, udacie się do Tranquillien, skąd, wraz z pozostałym wojskiem, udacie się również do Sanktuarium. Będę oczekiwał waszego przybycia. A co dalej? To czas pokaże. Czy wszystko jasne? - kończąc, zmierzył nas wzrokiem, czekając na pytania.
- Dobrze. Lethorin, jutro dowodzisz swoim oddziałem wraz z Vegovem. - rozkazał.
- Tak jest kapitanie - odpowiedział najstarszy Krwawy Rycerz.
- Vegov? - zapytał kapitan.
- A skąd pomysł, żebym i ja dowodził, mój panie? - zapytałem niepewnie.
- Bo taka jest moja wola. Czy coś ci nie pasuje, paladynie? Zadanie cię przerasta? Powiedz, a wyznaczę kogoś innego, tylko miej na uwadze, że drugi raz nie będziesz miał takiej szansy. - zapytał Elaren agresywnym tonem.
- Będzie jak każesz, Kapitanie - odpowiedziałem krótko.
- Posłaniec dołącza do nas. Wyruszy z wami do Tranquillien. Teraz odpoczywajcie, bo jutro czeka nas ciężki dzień. - kończąc zrobił parę kroków w tył. Widząc to stanęliśmy na baczność i odczekaliśmy, aż wróci do kwatery. Następnie rozeszliśmy się. Usiadłem przy palenisku, a obok mnie Telanis. Reszta oddziału od razu położyła się spać.
- Nie jesteś wojownikiem – stwierdziłem.
- Nie, szkoliłem się na powiernika. Do perfekcji mam opanowaną sztukę ujeżdżania wszelakich wierzchowców, czy to latających, czy stąpających po ziemi. Umiejętność walki znam jedynie na poziomie podstawowym, by wiedzieć jak się bronić. Nigdy nie stawałem na bólu bitwy. - oznajmił Finweg.
- Ja też nie. Nie ukończyłem szkolenia jako paladyn, a jestem tutaj. Walczyłem jedynie w zakonie, ucząc się aż do pamiętnego ataku. Nie myśl teraz o tym. Połóż się i śpij. - poklepałem nowego towarzysza po ramieniu, po czym położyłem się na skórze wilka i zasnąłem...

Komentarze

Copyright © Ścieżki Azeroth