Wyznaczony Cel

- A tutaj będziesz spędzał noc. Wydaje mi się, że wszystko ci pokazałam. Rano zaczynają się zajęcia. Pamiętaj, wykłady z historii i sztuki wojennej są w bibliotece, tam się udaj z samego rana. - gdy Aponi skończyła, wstała z małego drewnianego stołku i wyszła z kwatery. Dzieliłem pokój z dwunastoma innymi rycerzami m.in taurenami, draenei, ludźmi czy krasnoludami. Każdy z nich skupiony był na swoich sprawach. Niektórzy czytali księgi, spali bądź machali bronią w powietrzu ćwicząc sztukę walki. Było tu inaczej niż w Silvermoon. Panowała cisza, bez zbędnych głosów czy krzyków. Każdy tu obecny przeszedł podstawowe szkolenie w swoim rodzimym zakonie, tylko nie ja. Strzelam, że właśnie tym spowodowany jest ten panujący spokój. Każdy "nowy" jest podekscytowany, rozradowany a nawet podniecony na myśl bycia paladynem i możliwością szkolenia jako rycerz Światłości. Ci tutaj mieli te emocje już za sobą. Skupiali się na własnym rozwoju i udoskonalaniu technik oraz poznawaniu coraz to szerszych zakresów Światłości i walki. Nie było czasu na zabawę, jak to stwierdził lord Grayson, trafiali tu nieliczni, wybrani przez swoich liderów. Może gdyby w moim przypadku wszystko przebiegałoby jak należy, to za parę lat przy odrobinie szczęścia trafiłbym tutaj. Wydaje mi się, że moje życie jest usłane niespodziankami i nagłymi obrotami spraw. A może po prostu takie jest właśnie życie? Nigdy nie jest tak jak sobie zaplanujesz. Usiadłem po prawej stronie łóżka, nie posiadałem żadnych rzeczy, tylko to co miałem na sobie, tarcze Lethorina i wiernego Ash'falarah w stajni. Całość ekwipunku została w loge. Obok mnie leżało równo złożone świeże, jedwabne ubranie w kolorach bieli i czerni. Będzie to miła odmiana od ciężkiej zbroi. Przebrałem się, poczułem ulgę zrzucając zakurzoną zbroje. Muszę się za nią wziąć, bo nie będę miał w czym chodzić. Dobra, idę do karczmy. Elaren chciał nam coś przekazać. Miałem już iść w stronę drzwi, gdy kątem oka na łóżku zauważyłem jeszcze jedno ubranie. Leżało pod reszta stroju. Był to tabard z herbem zakonu Srebrnej Ręki. Nigdy nie ubierałem innego, niż ten od Krwawych Rycerzy ale tutaj wszyscy jesteśmy równi, wszyscy jesteśmy zjednoczeni pod tym sztandarem. Ubrałem tabard i udałem się w kierunku kamiennych schodów na powierzchnię. Panowała już noc, czuć było świeże powietrze. Ogromna różnica w porównaniu do katakumb. Bez wątpienia wolę stąpać na ziemi niż pod nią.  Alejki były podświetlane metalowymi latarniami, z małymi płomieniami w środku. Na murach poruszali się wartownicy pomiędzy wieżami. Z oddali widziałem jedynie poruszające się łuny ognia pochodni, które każdy z nich miał. Główna brama zamknięta i zablokowana czterema belkami. Efekt tak dokładnego zabezpieczenia spowodowany był licznymi próbami zdobycia kaplicy przez najeźdźców. W obrębach muru można było spotkać świeże i młode rośliny, które mimo wszechobecnej zarazy rosły tutaj bujnie i kolorowo. Ten mały skrawek ziemi dawał nadzieję, iż ta przeklęta kraina miała szanse na powrót do stanu przez inwazji. Jak się później dowiem bujna roślinność również występowała w okolicach pięciu wież strażniczych, które można spotkać we Wschodnich Ziemiach Plagi. Może to zasługa Światłości, że małymi krokami życie wraca w tej przegniłej krainie. Karczma znajdowała się na zachód od wejścia do katakumb. Z oddali było widać osoby stojące przed wejściem, które były pochłonięte rozmową. Gdy weszłam do środka, zauważyłem spore zamieszanie. Spotkać można było tam nie tylko paladynów ale i zbłąkanych wędrowców czy kupców. I tutaj również nie miało znaczenia czy jesteś wojownikiem Hordy czy rycerzem Przymierza. Oczywiście znalazły się osobniki, które stroniły od kontaktów z wrogom frakcja, lecz zazwyczaj trzymały się z boku wśród swoich. Stawiam, że każdy przejaw agresji byłby tutaj piętnowany i zakończony wydaleniem poza mury enklawy. Na piętrze również znajdowały się stoliki oraz mniejszy bar, gdzie także znajdowały się tłumy. Karczmarz i jego pracownicy mieli pełne ręce roboty. Na ostatnich dwóch piętrach znajdowały się kwatery. Stałem chwilę w miejscu rozglądając się za przyjaciółmi. Mijały mnie różne osoby, lecz każdy z nich nie ważne czy był paladynem czy "cywilem",  na mój widok delikatnie kiwał głową w geście szacunku bądź przywitania. Poczułem pociągnięcie prawej ręki. Telanis mnie odnalazł.
 
Sanctum of the Light - art by alynissia.

- Tu jesteś! Czekaliśmy za tobą. Choć na górę, Tina i kapitan oczekują na ciebie. O nowy strój. Do twarzy ci. - roześmiał się elf. Mimowolnie również zacząłem się śmiać. Widok przyjaciela bardzo mnie ucieszył. W tej właśnie chwili zrozumiałem, że mieć takich przyjaciół to ogromny dar od Światłości.
- Witaj. Jak się czujesz? Rany na rękach goją się? Czekaj, a co ty masz w dłoniach? - ucieszony odpowiedziałem.
- To lutnia. W wolnych chwilach gram, lecz nie jest to muzyka jaką śpiewają nasze siostry w Silvermoon ale staram się. - gdy skończył, Telanis podciągnął rękawy do góry po same łokcie.
- Spójrz, ani śladu. Paladyni uleczyli moje rany. Musisz się też tego nauczyć, bo coś czuję, że ta umiejętność może nam się przydać. - poprawiając ubranie, powiernik, znów zaniósł się śmiechem. Był żywym srebrem w którego obecności zapominałem o problemach. Poprowadził mnie na górę. Pozostała dwójka na nasz widok wstała od stołu. Tina podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
- Miło cię widzieć. Jak się trzymasz? Siadaj, zaraz podadzą nam jedzenie. - rzuciła.
- No, no, no, nie pozwalajcie sobie. - przez śmiech w formie żartu rzucił Telanis.
- Oj nie bądź zazdrosny. - cicho powiedziała Tina, delikatnie łapiąc za rękę mniejszego elfa. Telanis się zaczerwienił.
- Witaj Vegov. Skoro już jesteśmy wszyscy, to chciałbym wam przekazać rozkazy lorda Lor'themara Therona. Usiądźmy proszę. - rozpoczął kapitan w stanie spoczynku. W między czasie podano nam jedzenie.
- Jak wyruszyliście w podróż, ja wraz z lordem regentem i całą świtom udaliśmy się do Iglicy Windrunner. Spotkaliśmy tam paru nieumarłych, głównie banshee. Zmory wyjawiły nam, że Sylvanas była w iglicy, lecz przed naszym przybyciem udała się w dalszą podróż. Nie wiemy gdzie. Zaniepokoił mnie fakt, iż jedna ze zjaw powiedziała, że  plan Mrocznej Pani nie długo się wypełni i cały świat usłyszy o Sylvanas Windrunner. - kapitan szeptał, gdyż nie chciał wywołać niepotrzebnej paniki wśród gości karczmy.
- To ona miała jakiś plan? Czyli to wszystko było częścią czegoś większego? Dobrze myślę? - zapytała czarodziejka.
- Nie wiem, ale obawiam się, że może być tak jak mówisz. Nasz pan, jego doradcy i ja jednogłośnie stwierdziliśmy, iż o tym co wydarzyło się w iglicy musi się dowiedzieć  rada Hordy. I to jest właśnie wasze zadanie. Udacie się do Orgrimmaru, gdzie znajdziecie Baina Bloodhoof, któremu przekażecie ten list. Jest zapieczętowany i tak ma pozostać. Znajdują się tam informacje, które wam teraz przekazałem. - kończąc wręczył mi list, po czym kontynuował.
- Musisz przerwać szkolenie. To rozkaz władcy Quel'Thalas. Twoim obowiązkiem jest go wykonać. Pierwotnie zadanie to miało spocząć na barkach Lethorina - zapadła cisza.
- Co ja mam przerwać? Kapitanie, ja nawet go nie zacząłem. Wypełnię moje, przepraszam nasze zadanie. - odpowiedziałem.
- Twoi towarzysze nie muszą iść z tobą. - dodał Dagorlind.
- Ale chcemy!! - jednogłośnie Tina i Telanis wykrzyczeli, wstając przy tym od stołu.
- Spokojnie, usiądźcie. - wyszeptał kapitan, gdy zauważył, że goście karczmy skierowali wzrok ku nim.
- Ciszę się z waszej postawy, miałem nadzieję, że tak powiecie, jednak nie mogłem was do niczego zmusić.
- A co to za problem. Jak zjemy, wyjdziemy na zewnątrz. Wyczaruje portal do Orgrimmaru i w mgnieniu oka się tam znajdziemy. - zaproponowała adeptka sztuk magicznych.
- I tutaj pojawia się problem. Lord chce by ta ważna wiadomość została doręczona do miasta, przez kogoś kto się nie rzuca w oczy. Nie mógł być to on sam, bądź któryś z doradców czy kapitanów. Musicie być to wy. Prościej to ujmując, nikt was nie zna więc nie będą podejrzewać w jaki celu przybyliście. Były wódz Hordy w stolicy zapewne ma swoich szpiegów, którzy bacznie obserwują przybywających do miasta zwłaszcza przy pomocy portali. Musicie udać się przez morze do stolicy. - ostatnie słowa, kapitan wypowiedział z wielkim smutkiem w głośnie.
- Przez morze?? Hmm ale jak? Z tego co wiem, w Hordzie tradycyjnym środkiem do pokonywania morza są zeppeliny, a najbliższy punkt  był w pobliżu ruin Undercity. - wtrącił Telanis.
- Który teraz jest zrównany z ziemią przez wojska Przymierza. I co teraz? - dodała Tina.
- Telanisie, z racji twojego zawodu zapewne orientujesz się w geografii naszej planety i wiesz, gdzie znajdują się ziemię należące do Hordy oraz znasz każde połączenie między kontynentami. - skierował się ku powiernikowi kapitan.
- Tak mój panie. - odpowiedział krótko.
- Więc jak myślisz, gdzie znajduje się kolejna wieża z zeppelinami we Wschodnich Królestwach?
- Grom'gol, obóz orków w Stranglethorn Vale, jest to kraina na samym południu kontynentu. Bardzo daleko stąd. - odpowiedział z delikatnie załamanym głosem.
- To jest wasz cel podróży. Udacie się do orkowej warowni, gdzie przelecicie przez morze prosto do stolicy Hordy. Czeka was trudna i długa podróż. Musicie się spieszyć. Dużo zależy od waszego zadania. - zapadła cisza, gdy kapitan zakończył wypowiedź. Powiernik w tym czasie z torby wyciągnął coś na wzór kołczanu lecz był zamknięty z dwóch stron. Podniósł wieko i wyciągnął zwinięty rulon pergaminu, który rozwinął na stole. Mapa Eastern Kingdoms. Wskazał palcem krainę do której musimy się dostać.
- To tutaj znajduje się Grom'gol. Znam drogę. Doprowadzę nas, lecz nie będzie to łatwa podróż.
- Nie widziałem, że to tak daleko. Na pewno znasz drogę? Byłeś już tam kiedyś? - dopytywałem.
- Nie byłem, jedynie zgłębiłem wiedzę jak idzie każda droga, każdy szlak i gdzie mogę znaleźć bezpieczne schronienie. Teoretycznie oczywiście. - odpowiedział Telanis.
- Nie mamy większego wyboru. Jutro wyruszymy. Tina jesteś z nami? - odrzekłem.
- Tak, nie mogę was samych puścić. Zginiecie beze mnie. - chcąc rozładować atmosferę rzuciła czarodziejka. Niestety na nic się to zdało.
- Zostaniecie tutaj jeszcze kilka dni. Wiem jak szanowałeś Lethorina a w najbliższych dniach będą podejmowane decyzję odnośnie dalszych poczynań w tej sprawie. Może uda ci się czegoś dowidzieć o losach naszego kompana, choć nie nastawiaj się za bardzo. - z wbitym wzrokiem we mnie, odrzekł Elaren.
- Nastawiaj na co? Chcesz powiedzieć, że nie żyje? Może i tak jest, ale muszę to potwierdzić. Tino, Telanisie zostaniemy jeszcze te kilka dni? - zapytałem.
-Oczywiście, chyba to ty teraz rządzisz naszą drużyną. - odpowiedziała czarodziejka.
- Dowiedzmy się co spotkało Lethorina. - dodał Telanis.
- Dziękuję, ale nie jestem dowódcą i nie chce nim być dla was. - dodałem.
- Dobrze. Jutro wyruszam do stolicy przekazać lordowi regentowi przyczynę obecności trolli w Krainie Duchów oraz poinformować Lady Liadrin by niezwłocznie tutaj przybyła. - oznajmił kapitan.
- Uważaj w trakcie podróży. Będziesz nie daleko Zul'Mashar. - dodałem.
- Spokojnie, lord Maxwell zapewni mi oddział paladynów, który będzie mnie eskortował do granic z naszym królestwem. Pójdę się położyć. Do zobaczenia. - kończąc, Elaren uśmiechnął się, wstał od stołu i ruszył drewnianymi schodami na kolejne piętro.
- My też już idźmy. Do jutra Vegov. - wstała Tina i pociągła za prawą rękę Telanisa, który tylko z uśmiechem na twarzy odwrócił się do mnie i pomachał w moja stronę. Odpowiedziałem uśmiechem. Siedziałem jeszcze przez chwilę wpatrzony w ludzi na parterze, którzy śmiali się i bawili nie widząc nic o problemach tego świata. Trochę im tego zazdrościłem, tej beztroski i normalności. Życia nie idzie zaplanować od A do Z, zawsze coś musi się stać. Uśmiechając się, wstałem od stołu i udałem się w stronę kaplicy by położyć się spać. 

                        
Mapa Eastern Kingdoms w World of Wacraft

Kilka godzin później:


W środku nocy usłyszałem, donośny odgłos rżenia koni, który wyrwał mnie ze snu. Energicznie usiadłem na łóżku:
- Ash'falarah!! - krzyknąłem. Nie patrząc czy obudziłem kogokolwiek, wybiegłem z pokoju, minąłem nocną straż przy głównym wejściu do krypty i wybiegłem na zewnątrz. Strażnicy wbili we mnie wzrok nie wiedząc co się dzieje. Gwałtownie zwolniłem kroku, gdyż usłyszałem trzaskanie pod stopami. Stanąłem przed wejściem do stajni, spojrzałem na swoje stopy. Trawa na której stałem była zmarznięta i pokryta szronem. Poczułem dziwny chłód panujący w tym miejscu. Dziwne, przecież mamy lato. Obok wejścia do stajni piął się bluszcz. Podeszłem do niego, wziąłem w dłonie jeden z liści. Był zamarznięty a w momencie dotknięcia, rozpadł się. Wszedłem do środka, na szczęście Ash'falarah stał żywy. Z  jego pyska wydobywało się ciepłe powietrze w postaci obłoku pary. Było bardzo zimno w środku. Szybko sprawdziłem, czy nic mu się nie stało. Do środka wbiegło sześciu gwardzistów wraz z Aratorem, który pełnił nocny dyżur dowódcy garnizonu.
- Vegov! Co ty tu robisz? Co się stało? - zaczął nerwowo krzyczeć Arator.
- Nie wiem, usłyszałem konie i przybiegłem tutaj. - odpowiedziałem.
-Tylu rycerzy w kaplicy i tylko ty jedyny usłyszałeś konie? - naciskał mieszaniec.
- Mówi prawdę, przebiegł obok nas gdy staliśmy przy głównym wejściu do krypty. My również słyszeliśmy konie. - wtrącił wartownik.
- Policzyć wierzchowce i sprawdzić czy coś zostało skradzione bądź zniszczone. - rozkazał dowódca zmiany. Wyszliśmy na zewnątrz w milczeniu. Arator nie darzył mnie sympatią od samego początku ale dlaczego? Czy tak głęboko zakorzeniona nienawiść do Krwawych Elfów tak wpływa na niego? Jego sprawa, tylko ciekawe czy do każdego sin'dorei ma takie nastawienie.
- Panie, brakuje tylko jednego rumaka. - zameldował, wybiegający tauren wartownik.
- Wiadomo do kogo należał? - dopytuje Arator.
- Przybył wraz z krwawymi elfami dzisiaj rano. Należał do Krwawego Rycerza.
- To twój ogier? - skierował pytanie w moja stronę pół elf.
- Mój jest w stajni. To był wierzchowiec Lethorina, paladyna który zginął w Zul'Mashar. - rzuciłem zdziwiony.
- Pamiętam, mówiłeś o nim. Kto go ukradł? I co to za dziwny chłód? Do cholerny, przecież mamy lato a tutaj jest zimno jak w Northrend!! Rano poinformuję pozostałych. Gwardziści przeszukać warownie. Chcę wiedzieć jak ten ktoś się tutaj dostał i jakim cudem uciekł stąd niezauważony wraz z koniem. - wykrzyczał rozkazy dowódca.
- To wręcz niemożliwe. Mamy żołnierzy na murach, chodzą dwuosobowe patrole wewnątrz, a cały plac jest doskonale oświetlony. Bardzo dziwne. Vegov, nie przydasz się nam. Idź się połóż. Nie zdziw się jak rano dowódcy będą mieli parę pytań do ciebie odnośnie tego zdarzenia. - kontynuował Arator.
- Mam nadzieję, że będę mógł powiedzieć o tym na naradzie! - burknąłem, po czym wróciłem do swojej kwatery. Inni spali jak zabici. Położyłem się na łóżku i wbiłem wzrok w sklepienie nade mną. Nic szczególnego, równo ułożone cegły w kształcie kół. Nie mogłem zasnąć, wciąż nie mogłem zrozumieć wydarzeń z przed kilku minut. Kto by się pchał do siedziby paladynów, która jest doskonale strzeżona po to by ukraść jednego konia? I akurat musiał być to koń Lethorina. Jeśli rzekomy złodziej wszedł do stajni od frontu przez jedyne wejściem to ukradł by pierwszego z brzegu wierzchowca, jeśli chodziło by mu tylko o środek transportu. A po drugie koń Lethorina jak i mój stały w boksach w dalszej części stajni, złodziej musiał przejść przez większą jej część by go odnaleźć, no i po trzecie rumaki Krwawych Rycerzy są niemal identyczne, gdyż noszą tą samą zbroje, ponieważ  takie były przepisy ustalone przez samą Liadrin. Jest tu wiele nie jasności a kwintesencą tego wszystkiego jest ten chłód w stajni. Anomalia pogodowa w środku lata? Pogrążony w rozmyślaniu, zasnąłem.
 Poranek przyszedł szybko, oj za szybko jak dla mnie. Nocny incydent był przyczyną mojego nie wyspania. Śniadanie bez rewelacji, zupa mleczna z suszonymi owocami. Następnie zbiórka w głównej sali katakumb.
- Zbiórka w dwuszeregu. - wykrzyczał lord Grayson. Pełnił w tym dniu dyżur dowódcy zmiany, zmieniając Aratora rano. Dowódca na porannej zmianie odpowiadał również  za utrzymywanie porządku naszych zajęć. Z tego co wiem grup było trzy a każda po dziesięć osób. Każda z grup w tym samym czasie odbywała inne zajęcia, chyba że chodziło o jakieś spotkania organizacyjne bądź jakieś uroczystości to zbierali się wszyscy.
- Dzień dobry. Wyspani? Mam nadzieję że noce zdarzenie nie obudziło was. Choć są wyjątki. - popatrzył na mnie lord Grayson, po czym kontynuował.
- Teraz powinniście być w bibliotece, lecz inna grupa zajęła wasze miejsce a wy w tej chwili udacie się to sal treningowych, gdzie pod czujnym okiem paladyna Borosa i jego kapitanów rozpoczniecie trening walki bronią. Każdy z was specjalizuje się w innej dziedzinie walki przy użyciu różnego orężu, lecz nie bójcie się. Kapitanowie draenei są mistrzami każdej sztuki walki nie ważne czy walczysz mieczem bądź młotem. Dobrze. Teraz w prawo zwrot i za mną. - rozkazał lord. Udaliśmy się do sali dwa razy większej niż nasze kwatery, sala była podzielona równo na pół a na jej środku znajdowały się drewniane manekiny. Manekiny również można było znaleźć wzdłuż dwóch ścian bocznych. Między manekinami na środku stał Boros wraz z innymi draenei. Nie miał na sobie charakterystycznej zbroi tylko zwykły stój ćwiczebny bez żadnego metalowego elementu.
 
 
-Witajcie. Dziś popracujemy nad waszą techniką walki. Jak zauważyliście każdy z moich towarzyszy uzbrojony jest w inną broń. Jak zakończymy rozgrzewkę, udacie się to tego kapitana, który dzierży broń z waszej specjalizacji. A teraz na spokojnie, stańcie przed manekinem i zaczynamy rozgrzewkę. Kilka wolnych uderzeń by się rozciągnąć. Tylko żeby nie było to czyste walenie bez sensu. Poproszę o jakieś kombinacje ciosów. Do dzieła. – rozkazał niebisko skóry paladyn. I tak rozpoczął się nasz trening. Nie myślałem o niczym, tylko skupiłem się na walce. Było to coś normalnego za czym bardzo tęskniłem. Właśnie  teraz powinienem trenować w Silvermoon, niż przechodzić to wszystko począwszy od walki z trollami. Po rozgrzewce, przyszedł czas na walkę. Było nas dwóch, którzy władali dwuręcznym mieczem, a naszą nauczycielka była kobieta. Nie pamiętam szczegółów jej urody, ponieważ urzekł mnie jej delikatny i melodyjny głos. Wydawała polecenia stanowczo, choć potrafiła na spokojnie wytłumaczyć o co jej chodzi. Zwracała uwagę na szczegóły jak np. trzymanie dłoni na rękojeści, poziom kierowania ostrza przy konkretnej kombinacji a nawet moment w którym mamy złapać oddech by nie zmęczyć się za szybko w trakcie walki. Cenne uwagi, które wziąłem sobie do serca. Na macie treningowej mieliśmy spędzić połowę naszego czasu przeznaczona w dniu dzisiejszym na zajęciach, zaś druga miała się skupić na teorii w bibliotece. Windykator zebrał nas wszystkich, usiedliśmy na ziemi na przeciwko niego. Ostatnie minuty przeznaczył na własne uwagi, indywidualnie skierowane do każdego z nas. Nie sądziłem, że tak bacznie nas obserwował. Wytknął mi, iż nie jestem skupiony na tym co robię, moje myśli są gdzieś indziej gdy walczę. Naciskał bym zmienił to, gdyż taki błąd może mnie kiedyś kosztować życie. Co do techniki, to stwierdził, że nie jest źle ale trzeba ćwiczyć. W trakcie jego przemowy do sali wszedł lord Grayson.
- Borosie, siostra Elda czeka na nich w bibliotece.
- Właśnie kończymy. Dziękuję wam za dzisiaj, niech Światłość ma was w swojej opiece. - odpowiedział Windykator. Wyszliśmy z sali treningowej i udaliśmy się w kierunku biblioteki. Była ogromna, a każda ze ścian była wypełniona regałami z książkami a w wykuszu na lekkim podniesieniu znajdowała się otwarta ogromna księga emanująca delikatną poświatom. A przy niej odwrócona do nas plecami była kobieta krasnolud. Pisała coś w owej księdze. Gdy usłyszała jak weszliśmy powiedziała:
- Usiądźcie na ławkach. - kończąc wypowiedz, wyprostowała się, odłożyła pióro i podeszła do nas.
- Jestem Siostra Elda, główny Archiwista zakonu. Na naszych zajęciach poznacie historie Srebrnej Ręki, legendy z nią związane, ważne wydarzenia oraz historie najważniejszych członków a ponadto pomówimy o najnowszych doniesieniach. Widzimy się dzisiaj  pierwszy raz, więc zaczniemy rozdział  dotyczący samej istoty Światłości a jak starczy nam czasu to poruszymy temat pierwszych paladynów w Azeroth. Pod ławkami macie księgi. Weźcie je proszę i otwórzcie na stronie czwartej. A więc czym jest Światłość? Skąd się wzięła i dlaczego ma wpływ na nasz świat. - rozpoczęły się lekcje historii, które trwały do późnych godzin popołudniowych. Po zajęciach od razu wyszedłem na zewnątrz. Cały dzień pod ziemią to jednak dla mnie za dużo. Właśnie zachodziło słońce, ludzie jeszcze spędzali czas na zewnątrz, gdyż o tej porze temperatura spadała i można było spokojnie odpocząć od wysokich temperatur lata. Gdzieś na trawniku w dalszej części garnizonu siedziała Tina z Telanisem. Odpoczywali, zasłużyli na to po ostatnich wydarzeniach. Czarodziejka widząc mnie z daleka, zaczęła machać ręka na przywitanie. Powiernik kolejny raz próbował swoich sił na lutni, nie wychodziło mu za dobrze ale próbował. Tina cierpliwie to znosiła.
- Znajdzie się miejsce dla mnie? - uśmiechając się zacząłem.
-A zasłużyłeś? - odpowiedziała szyderczo kobieta.
- Ej, dzisiaj miałem pierwszy normalny dzień od wielu dni, więc chyba zasłużyłem. - na koniec zaniosłem się śmiechem. Pozostali dołączyli do mnie.
-Tak jak chyba i my. Siadaj. - mówi Telanis.
-Widzę, że nadal ćwiczysz. - ciągnę dalej. Tina słysząc to przerzuciła oczami, widocznie już miała dość grania.
- Może kiedyś się nauczę, chyba że prędzej nasza pani spali moją lutnie. - znów wszyscy się śmialiśmy. Gdybyśmy byli w Silvermoon, pewnie częściej w taki sposób byśmy spędzali czas.
- Jeszcze kilka dni tutaj spędzę, wysłuchując twojego brzęczenia na tych drutach, to nie zdziw się jak pewnego ranka nie znajdziesz swojego instrumentu. - na koniec odwróciła się gwałtownie w stronę Telanisa, delikatnie wysunęła dłoń by tylko on ją widział i po chwili na jej wewnętrznej stronie zapłonął delikatny płomień. Zwęziła oczy i szyderczo się uśmiechnęła.
-I tak wiem, że żartujesz. Hmm, a może nie. Lepiej zacznę ja chować na noc. - znowu wybuchłem śmiechem. Wiedziałem, że z nimi zapomnę o troskach i zmęczeniu.
- Vegov, kiedy wyruszamy? - już zupełnie poważnie zapytał mag.
-Nie wiem, myślałem, że czegoś więcej się dowiem na temat tego co planują paladyni związku z nieumarłymi, lecz dzisiaj cały dzień się szkoliłem. Elaren wyruszył? - zapytałem. 
 
Light's Hope Chapel w World of Warcraft
 
-Tak, zaraz po wschodzie słońca, gdy jeszcze wszyscy spali. - odpowiedziała kobieta. Nagle rozległy się trąby strażników przy bramie. Ogromne drewniane wrota z metalowymi elementami rozwarły się. Wjechał orszak wojsk paladynów na czele z lordem Maxwellem Tyrosus. Podbiegli do nich inni wojownicy wraz z lordem Grysonem. Dowódcy wymienili kilka zdań między sobą, gdy w tym czasie reszta paladynów odprowadziła swoje konie do stajni. Udali się w stronę kaplicy gdy jednocześnie dowódca zmiany prawdopodobnie meldował Tyrosusowi co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Nagle Maxwell się zatrzymał, wbijając wzrok w adresata słów. Zapewne mowa była o kradzieży z nocy. Lord dowódca podrapał się po brodzie, zauważyłem, że za każdym razem tak robi jak rozmyśla. Po chwili kontynuowali marsz, aż zniknęli w kaplicy.
- Wyruszył wczoraj wieczorem. Ciekawe gdzie był? - zaczyna Telasnis.
-Nie wiem, w trakcie narady mówił, że pilnie musi wyjechać. Miał jechać z Borosem ale ostatecznie ruszył sam z kawalerią. - odpowiedziałem, po czym się zamyśliłem. Faktycznie gdzie on tak pilnie musiał się udać. Może miało to coś wspólnego z Lethorinem.
- W sumie, niech jeździ gdzie chce. W końcu jest lordem. Może i ja kiedyś będę wielkim lordem. - dumnie wypowiedział kwestie powiernik. Tina słysząc to, uderzyła się otwarta rękę w czoło po czym delikatnie machała głową w prawo i lewo. W entuzjastycznym nastawieniu Telasnis zaczął grać i nucić na biegu wymyślana piosenkę o sobie jako lordzie. Splotłem ręce na torsie i zacząłem delikatnie tupać nogą w rytm muzyki.
- Naprawdę podoba ci się to? Oj ta lutnia dzisiaj spłonie. - rzuciła Tina. Znów wszyscy wybuchliśmy śmiechem. To bym dobry dzień. I z uśmiechem na twarzy każdy z nas wrócił do swoich kwater.


Autor: Vegov

Komentarze

Copyright © Ścieżki Azeroth