Szkarłatna Krucjata cz. 1

- Gdy uczyłam się pierwszych zaklęć w Silvermoon, przez przypadek podpaliłam salę lekcyjną. Kula ognia, zamiast uderzyć w manekin, trafiła w biblioteczkę. Myślałam, że mnie wyrzucą za zniszczenie klasy, ale wtedy wstawił się za mną mój mentor i uczył mnie od tamtej pory. Wytłumaczył mi kolejność rzucania zaklęć, jak je kontrolować i prawidłowo kierować. To dzięki niemu opanowałam sztukę magii, Jestem mu za to bardzo wdzięczna, gdyby nie on, nie byłabym teraz z wami. - Tinwerina zakończyła opowieść.
- Podpaliłaś klasę? - Telanis nie krył rozbawienia.-Wasze zajęcia są strasznie niebezpieczne. Nigdy nie mogłem zrozumieć jak wy, magowie, możecie to robić. Mam na myśli rzucanie czarów. To dla mnie coś niepojętego i, niestety, nie mam odpowiednich umiejętności.
- A próbowałeś kiedyś? Zawsze możesz podjąć próbę nauki, a jeśli stwierdzisz, że to nie dla ciebie, to zawsze możesz odejść. Pamiętaj jednak, że trudno się dostać w nasze szeregi. Przechodzimy wymagające testy i próby, dzięki którym uzyskuje się informacje odnośnie naszych umiejętność władania magią i czy wyczuwamy wszechobecna siłę tajemną. - tłumaczyła kobieta.
- Czy mogę się zwracać do ciebie zdrobniale? Na przykład Tin? Tinwerina to trudne imię, a tak będzie nam prościej – zaproponował powiernik z uśmiechem na twarzy.
- My też się do tego dołączamy - rzuciłem szybko, patrząc na Lethorina.
- Jasne, będzie mi miło. A po za tym, w moim rodzinnym domu tak na mnie wołają. - śmiejąc się, odprowadzała Tinwerina.
- Zbliżamy się do loge Quel'Lithien. Zachowajcie czujność, nie wiem co tam możemy spotkać. Bądźcie ostrożni, pora nocna nie ułatwi nam infiltracji budynku. - rozkazał paladyn. Ścieżka pięła się w górę na zachód, mijaliśmy drewniane lampiony z białymi kloszami, lecz nie świeciły jak dawniej. Ściany skalne zmniejszały się miarowo, gdy szliśmy wyżej. Droga była wąska i kreta, ale spokojnie mogliśmy iść dwójkami. Z mroku wyłoniło się delikatne widmo domostwa. Całkowita ciemność utrudniała nam ocenienie stanu budynku oraz oszacowanie ewentualnego zagrożenia. Widziałem zarys budowli opartej na kamiennych filarach z dwuspadowym dachem. Przed nami znajdowało się główne wejście, ogromne i drzwi, a nad nim górowała belka konstrukcji dachu oraz szczyt. Do wejścia prowadziło delikatne wzniesienie, również z kamienia, wyrzeźbione na wzór małego mostu kończącego się w połowie na progu wejścia do domostwa. Noc tutaj była ciemniejsza niż w Quel'Thalas, dawała wrażenie bardzo ciężkiej i gęstej, jakby przetaczała się pomiędzy nami; nieuważny podróżnik mógłby się zgubić, lecz nasze oczy widziały lepiej, niż zwykły człowiek ze Stormwind. Prawdopodobnie pozostałość umiejętności sprzed lat, gdy nasi przodkowie byli jeszcze nocnymi elfami. Oczywiście nie widzieliśmy tak dobrze, jak oni w nocy, ale wciąż trochę lepiej, niż inni.
- Stójcie! Przykucnijcie i patrzcie na domostwo. - wyszeptał krwawy rycerz wskazując palcem budynek.
 Z oddali przebijały się prawdopodobnie krzyki nieumarłych ze Stratholme, gdyż znajdowało w niedalekim sąsiedztwie od nas. Patrząc na budynek nie zauważyłem nic, żadnego ruchu bądź dźwięku sugerującego obecność kogokolwiek. Po chwili zza kamiennego słupa wyłoniły się niebieskie oczy, nie miały źrenic, były całe błękitne. Obracały się z prawej na lewą stronę, bez celu. Postać poruszała się powoli i niezgrabnie, była przygarbiona, a ręce zwisały wzdłuż jej ciała . Postać ukazała nam się w całości, gdy stanęła w głównym wejściu ,rozglądając się bezcelowo. Po chwili kolejne błękitne oczy ukazały się w budynku. Postacie nie rozmawiały ze sobą, miałem wrażenie, że każda z nich nie miała pojęcia o istnieniu drugiej.
- Nędznicy. Myślałem, że zostali wybici. To pozostało z wygnanych, lata temu przez Therona, Wysokich Elfów. Głód magii doprowadził ich do obłędu. -tłumaczył szeptem Lethorin. Zaproponowałem rozbicie obozu, lecz Lethorin, stwierdził, że woli jechać nocą, by dotrzeć jak najszybciej na miejsce, niż rozbijać obóz w lasach pełnych nieumarłych. Gdy dojeżdżaliśmy do loge, konie zostawiliśmy w bezpiecznej odległości, by zbadać budynek z bliższej perspektywy.
- Nigdy nie widziałem ich na własne oczy! To przerażające, co ich spotkało. Spróbuję podejść bliżej, może uda mi się ocenić ilu ich jest. -Telanis zrobił dwa kroki do przodu, opierając się lewą ręką o ścianę skalną. Mały kawałek skały oderwał się od całości, upadł na ziemię, po czym sturlał się w dół. W nocy dawało to wrażenie, jakby ogromny głaz toczył się ku dołowi. Zanim Lethorin powstrzymał go przed niepotrzebnym posunięciem, błękitne oczy skierowały się ku nam. Były skupione i nieruchome, całkowite przeciwieństwo do ich zwyczajnego zachowania. Nagle jeden z nich piskliwie krzyknął i do dwójki Nędzników dołączyła kolejna dwójka. Z oddali widzieliśmy cztery pary oczu, które delikatnie ruszały się to w górę, to w dół, coraz bardziej się do nas zbliżając. Ich sylwetki stawały się coraz wyraźniejsze w miarę zmniejszającej się między nami odległości.
- Nie ma odwrotu. Walczymy. Nie mają broni, tylko ogromne łapy zakończone ostrymi szponami. - wykrzyczał paladyn.
Jeden z nich stanął nieoczekiwanie w płomieniach. Zaczął jeszcze głośniej krzyczeć i biegać w kółko, a w akcie desperaci chciał zerwać z siebie płomienie gołymi rękoma. Jego brak świadomości sprawił, że pazurami zadawał sobie obrażenia, a nawet wyłupał oczy, broniąc się przed ogniem. W szale uderzył głową o kamienny słup, po czym padł, a płomienie dokończyły dzieło. Tina zabiła jednego, jej dłonie nadal żarzyły się ogniem, gotowe do dalszego ataku. Posłała kule ognia w kierunku napastników. Chybiła celu i kula rozbiła się o ścieżkę, tworząc coś w rodzaju paleniska, które to oświetliło minimalnie miejsce walki. Postacie były przygarbione, całe sine, odziane w czerwone rozerwane szaty. Jeden z Nędzników wykonał skok do przodu z wyciągniętymi łapami w kierunku elfki, która przerażona zamarła w bezruchu. . W ostatniej chwili Lethorin stanął przed nią, przyjmując napastnika na swoją tarczę. Potwór ciął obłędnie rękoma o czarną tarczę z symbolem Krwawych Rycerzy. Paladyn odepchnął energicznie napastnika. Stwor upadł na ziemię, uderzając głowa w kamień. Zdezorientowany próbował wstać, lecz w tym czasie w jego klatkę piersiową wbił się miecz Krwawego Rycerza. Postać otworzyła usta najszerzej jak potrafiła, a oczy wyłupiła z bólu. Wojownik skrócił byłego elfa o głowę, oszczędzając nam makabrycznych widoków. Dwóch pozostałych ruszyło ku Lethorinowi. Oboje zaatakowali go z dwóch stron, cieli pazurami na oślep. Paladyn uchylił się do przodu, obracając tarczę w prawo, w obronie przed napastnikiem. Drugi, za jego plecami, w amoku sięgnął ostrymi szponami pleców rycerza. Tabard rozerwał sięi usłyszeliśmy ostry, kłujący dźwięk pazurów drapiących o pancerz paladyna. Zbroja uchroniła ciało elfa przed Nędznikiem. Podbiegłem najszybciej, jak potrafiłem, wykonałem pchnięcie poziome w kierunku najbliższego stwora, lecz ten zauważył moje zamiary i odskoczył do tyłu szczerząc zęby. Ruszył w moim kierunku; przynajmniej odciążyłem Lethorina. Trzymałem miecz oburącz, gotowy do sparowania ataku. Nagle na bestie rzucił się Telanis, z mieczem w ręku. Obaj upadli na ziemię. Nieoczekiwany obrót spraw spowodował, że stwor przez chwilę nie widział co się stało. Tą chwilę wykorzystał nasz mały elf. Dźgał mieczem gdzie popadnie. Nie patrzył gdzie kierował ostrze. Trzymał w dłoniach rękojeści miecza i w znacznym tempie topił ostrze zazwyczaj w brzuchu i klatce piersiowej potwora. Bestia padła z powodu ilości ran, lecz Telanis jak w transie nadal ją atakował.
- Już nie żyje! Wstawaj, został jeszcze jeden. - krzyknąłem. Po moich słowach, jak na zawołanie, ostatni z Nędzników skoczył na Telanisa. Leżąc na plecach, elf zasłaniał się rękoma, by bestia nie rozszarpała jego głowy. Z rąk trysnęła krew. Nie czekając ani chwili dłużej, uderzyłem moim mieczem w żebra stwora. Siła była duża, nawet ja sam nie widziałem, że mogę wykonać tak mocne uderzenie. Adrenalina i strach o przyjaciela dodały mi siły. Ostrze wbiło się w lewy bok potwora i wyszło z drugiej strony. Chude ciało rozpadło się na dwa kawałki, upadając z różnych stron. W okolicy nie było już widać poruszających się niebieskich oczu.
- Wszyscy cali? - zapytał dowódca naszej drużynki. Każdy z nas potwierdził, że żyjemy, tylko Telanis posiadał liczne rany szarpane na przedramionach. Na szczęście głowa i brzuch były całe.
- Opatrzmy cię w środku. Chodźmy, myślę, że nie ma ich już więcej. To karykatury elfów żyjące w obłędzie, nie wykazujące jakiejkolwiek inteligencji czy sprytu. Kierują się prostymi potrzebami egzystencji. Pojawiło się zagrożenie, więc ruszyli do ataku. Ich krzyki ściągnęłyby resztę Nędzników, jeśli takowi byliby w okolicy nawet kilometra. Chodźcie, wejdźmy do środka. - wytłumaczył paladyn. Nie czekając ani chwili, przekroczyliśmy próg domostwa. Znaleźliśmy się w głównym pomieszczeniu, w którym to po podłodze  rozrzucone były stoły,krzesła i ogromne szafy z książkami. Książki poczerniały, namokły i zgniły. Większość z nich była rozerwana na strzępy, prawdopodobnie przez poprzednich lokatorów. W Quel'Lithien znajdowały się także pomniejsze pomieszczenia, prawdopodobnie kwatery i kuchnia.
- Vegov, chodź, zastawimy wejście meblami, a następnie rozpalimy ogień w środku. Może nikt nie zauważy płomieni w domostwie. Tin, opatrz rany Telanisa. - rozdzielił zadania elf. Po niecałej godzinie ogień przymnie grzał nas w tę zimną noc. Dawał poczucie bezpieczeństwa i minimalnego spokoju. Telanis leżał na blacie stołu, którego wcześniej pozbawiliśmy nóg - przysłużyły się do rozpalenia ogniska. Ręce, od nadgarstków aż do barków, owinięte były w bandaże. Oczy miał zamknięte, ciepło ogniska utuliło go do snu. Tina zgłosiła się jako pierwsza do warty. Chodziła po pomieszczeniu, czasem wychylając się ostrożnie przez okno i upewniając się, że nic nam nie grozi. Szeptała coś cicho do siebie w języku Thalassańskim.
- Tin, co ty robisz? - zapytałem zaciekawiony.
- Rzucam zaklęcia ochronne. Jak coś się znajdzie w odległości kilku metrów od domostwa, zostanę o tym poinformowana. A ty śpij, póki możesz, bo jak nie, to ja idę spać. - kończąc uśmiechnęła się szczerze w moim kierunku. Chwilę tak trwaliśmy zapatrzeni w siebie, gdy przerwał nam Lethorin:
- Jutro ruszamy do Zul'Mashar. Dokonamy zwiadu w mieście trolli. Telanis nie utrzyma broni w dłoniach. Może chodzić, ale nie walczyć. Rany są zbyt głębokie. Zostanie tutaj z Tiną, a my ruszymy wypełnić nasze zadanie i wrócimy do Quel'Lithien. -paladyn przedstawił plan na jutrzejszy dzień.
- Dobrze. Jak myślisz, znajdziemy tam coś? - zapytałem.
- Mam nadzieję, że nie, ale przekonamy się jutro. - gdy skończył wypowiedź, wstał i podniósł wiadro pełne wody, które wcześniej napełnił w studni. Woda była zimna i, co najważniejsze, nieskażona. Wlał płyn do mniejszych naczyń i podał je naszym wierzchowcom. Pomieszczenie było  wysokie i szerokie, co dało nam możliwość umieszczenia naszych towarzyszy w środku, razem z nami. Obawiałem się pozostawienia Spopielonego na zewnątrz, gdzie mogli się nim zainteresować nieumarli.
- Mam rzucić na ciebie zaklęcia, byś zasnął, uparty rycerzyku? - Tin usiadła naprzeciwko mnie.
- Już się kładę. Musisz jutro tutaj zostać. - poinformowałem towarzyszkę.
- Wiem, nie zostawię naszego szaleńca samego. Widziałeś jak się rzucił na tego nędznika? Przez chwilę było mi go nawet szkoda – zachichotała cicho.
- Waleczny z niego elf. Może jeszcze dołączy do Rycerzy. - stwierdziła Tinwinie, delikatnie klepiąc Telanisa w nogę, by go nie zbudzić.
- O nie, nie, nie. On będzie wielkim magiem. - śmiejąc się już głośniej stwierdziła z ciepłą życzliwością. Z miłym akcentem na koniec  i w obecności przyjaciół ułożyłem się do snu.
       Hej. W kolejnych artykułach chciałbym przybliżyć frakcje, zakony i organizacje, które możemy spotkać we Wschodnich Ziemiach Plagi. Nie poruszę tylko tematu Argent Crusade, których chce opisać przy okazji innej krainy. Zaczynamy.


( Herb Szkarłatnej Krucjaty - art by Wa666r )

Szkarłatna Krucjata


Jest to, moim zdaniem, sekta religijna z obsesyjnym podejściem do eliminacji każdego, kto nie jest jednym z nich. Jednakże na początku tak nie było; skupiała swoje wysiłki na walce z Plagą Arthasa oraz Zapomnianymi, uwolnionymi spod władzy Lich Kinga. Organizacja powstała z byłych członków zakonu Srebrnej Dłoni, którzy zostali rozbici po eksterminacji księcia Lorderonu. Krzyżowcy posiadają kilka bastionów na Azeroth m.in. Tyr's Hand, Scarlet Monastery, Hearthglen i Scarlet Bastion w mieście Stratholme. Jednymi z najsłynniejszych przedstawicieli Krucjatysą Wielki Krzyżowiec Dathrohan, Wysoki Lord Taelan Fordring, Wysoki Inkwizytor Sally Whitemane, Wielki Generał Brigitte Abbendis, Wysoki Dowódca Goodchilde, Dowódca Renault Mograine,  Krzyżowiec Czystej Krwi Lord Valdelmar i Wielki Inkwizytor Isillien. Początek wzięli w trakcie Trzeciej Wojny, gdy po zdradzie księcia i morderstwie Uthera, paladyni Srebrnej Dłoni zostali rozbici. Wśród nich znalazł się oddany Światłości kapłan, Isillien, który to zajmował się naukami dotyczącymi Światłości wśród Paladynów oraz był łącznikiem tych dwóch frakcji. Kapłan dużo czasu spędzał z generałem Abbendisem, ojcem Brigitte. Ci dwaj polowali na każdego nieumarłego na ziemiach Plagi. Grupa ich zwolenników rosła, dołączyli do nich Taelan Fordring, córka Abbendisa, Renault Mograine oraz Saidan Dathrohan, który tak naprawdę był upiornym władcą - Balnazzarem. Uważa się ich za początek Szkarłatnej Krucjaty. Taelan zaoferował dawną siedzibę swojego rodu jako bazę dla Krucjaty, co umożliwiało im zakwaterowanie dla licznych rekrutów. Wielu ludzi straciło bliskich w trakcie inwazji Plagi, więc nie trzeba było ich długo namawiać do walki z nieumarłymi. Pewien incydent zmienił nastawienie Krucjaty do innych osób, a dokładnie znalezienie siostry szalonego Isilliena z nożem wbitym w serce, który należał do niego samego. Właściciel noża oświadczył, iż jego siostra została zabita w trakcie polowania na nieumarłych, a następnie ożywiona magią nekromancji i wysłana w szeregi krzyżowców celem zabicia swojego brata. Kapłan ujawnił intrygę i zabił ożywioną siostrę. Wyglądała jak każdy z nich, nie posiadała wystających kości czy dziur w ciele jak większość żywych trupów, co świadczyło, że została ożywiona zaraz po śmierci. Ten incydent spowodował, że krzyżowcy zaczęli podejrzewać każdego o bycie ożywionym agentem Plagi, więc wszystkich swoich członków i ochotników, którzy chcieli wstąpić w ich szeregi, poddawali miesięcznej kwarantannie, a każdy, kto nie zgadzał się z ich ideologia bądź nie miał zamiaru dołączyć do nich, uważany był za sługusa nieumarłych. To zdarzenie przyczyniło się do agresywnego podejścia Szkarłatnej Krucjaty do innych istot.

( Członkowie Szkarłatnej Krucjaty - art by Mort1eg )

    Mimo dobrej pozycji Krucjaty w Hearthglen, jej liderzy uważali, że muszą zaatakować Plagę na szeroką skalę, gdzie jest jej najwięcej, czyli w Easters Plaguelands. Postanowili założyć druga bazę wypadową. Isillien przyjął tytuł Wielkiego Inkwizytora i pozostał w Hearthglen, gdy w  tym czasie Generał Abbendis, wraz z połową wojska, wyruszył na Wschodnie Ziemie Plagi, gdzie za cel objął twierdzę Ręka Tyra. Zdobył miasto, które z czasem ufortyfikował, co stanowiło idealna bazę wypadową wobec Plagi. Zaczęły się świetliste czasy dla krzyżowców. Dokonywali oni licznych ataków na nieumarłych. Ideologia była prosta - nieumarły miał być martwy, nieważne czy należał do Plagi, Opuszczonych czy był neutralny bądź nawet bierny - miał zginąć. Krucjata u szczytu swej potęgi wyprodukowała flotę okrętów, które miały posłużyć do inwazji na Northrenad, by zniszczyć źródło Plagi. Pierwsza inwazja zasłynęła jedynie tym, że dotarła do Lodowej Korony, gdzie  krzyżowcy albo polegli, albo ich los nie jest znany. Lata mijały, Szkarłatni umacniali się, czego efektem było założenie Szkarłatnej Enklawy na wschodzie Eastern Plaguelands. Enklawa składała się z Ręki Tyra, Havenshire oraz New Avalon, a na czele stała Brigitte Abbendis, ostatnia ocalała z pierwszych założycieli. Sielanka nie trwała długo, na niebie Wschodnich Ziem Plagi pojawiła się nekropolia Acherus, a Rycerze Śmierci rozpoczęli atak na enklawę. W  trakcie miesięcy walk, Brigitte doznała wizji od fałszywej Światłości, byzebrała najwierniejszych żołnierzy i dokonała kolejnej inwazji na Północną Grań, co też uczyniła, a owa ekspansja nazwana była Karmazynowy Świtem. Rycerze Śmierci najechali Bastion, pierwszym ich celem stało się Havenshire, gdzie w budynku ratusza znaleźli informacje, że krzyżowcy zdołali wysłać ekspedycje do krainy ich władcy. Znaleziono też list, z którego wynikało, że w Hearthglen i Tirisfall gromadzone były siły mające wesprzeć Bastion. Autorem listu był komendant Galvar Pureblood, a adresatem miała być gen. Abbendis. Wykorzystując cenne informacje, jeden z Rycerzy Śmierci przebrał się za kuriera i udał się z listem do generała Bastionu. Kobieta, po przeczytaniu wiadomości, nakazała kurierowi udanie się do nadawcy, by ten nie wysyłał wojsk, gdyż tamtejsze ziemie były stracone, zaś Szkarłatna Krucjata upadła i stała się Szkarłatnym Szturmem. Na potwierdzenie słów, wręczyła przebranemu agentowi Plagi swój pamiętnik, jako dowód na potwierdzenie swoich słów. Oczywiście, wiadomość nigdy nie dotarła do komendanta, który to nieświadomy zagrożenia, przybył do Bastionu, gdzie Szkarłatne wojska poległy z rąk nieumarłych, zasilając ich szeregi. Widząc ten obrót spraw Abbendis, na pokładzie okrętu "Szaleństwo Grzesznika", ucieka w kierunku Northrenad. Ten okręt można zobaczyć w trakcie scenariusza gracza DK oraz w New Hearthglen w Northrend. Kiedy resztki wojsk, z generałem na czele, dotarły do brzegów Dragonblight, założyli fortecę New Hearthglen, z której to prowadzili ofensywę wobec Lich Kinga i reszty członków Hordy bądź Sojuszu. Abbendis zakreśliła plan, który miał na celu odnalezienie dawnej broni Arthasa, czyli świętego młota - Zemsty Światłości. Uważała, że tylko z jego pomocą zdołają go pokonać. Plan się nie powiódł, jej umysł popadł w szaleństwo pod wpływem fałszywych wizji Światłości. Jej pozycja zaczynała być kwestionowana przez pozostałych członków Szturmu. Wojska Hordy bądź Sojuszu wspierane przez poszukiwaczy przygód (zależy jaką stronę wspieracie) dokonały ataku na resztę Szkarłatnego Szturmu. Brigitte poległa w bitwie, a jej zaufany doradca, admirał Westwind, okazał się być Mal'Ganisem, który uważany był za zmarłego. Prawdopodobnie to właśnie ten demon był odpowiedzialny za fałszywe wizje Brigitte Abbendis, które, jak uważała, zsyłała jej Światłość. To był koniec wyprawy Szkarłatnych w Northrenad. Niedobitki uciekli, ratując skórę, w mroźne zakamarki Północy. Upadek Lich Kinga, totalna klęska Szkarłatnego Szturmu, utrata Bastionu we Wschodnich Królestwach oraz Hearthglen, które zostało odzyskane przez Tiriona sprawiło, że Szkarłatna Krucjata była cieniem swej potęgi sprzed lat. Jej nieliczni członkowie, którzy nadal trwali w ideologii, próbowali utrzymać zakon w całości. Utworzyli prowizoryczną placówkę  na Polach Tirisfal, niedaleko Solliden Farmstead, którą nazwali Scarlet Palisade. Ujawnienie Balnazzara spowodowało utratę placówki w Stratholme. Wybił on resztę żyjącej Szkarłatnej Krucjaty i ożywił jako swoje marionetki. Ten sam los spotkał resztki organizacji w Dłoni Tyra. Absurd wyczuwalny, stali się czymś, z czym zaciekle walczyli. Nastały mroczne czasy dla fanatycznych wojowników.

 ( Wyposażenie Szkarłatnej Krucjaty - art by 6kart )

       W dodatku Mists of Pandaria, Krucjata pomału zaczęła wstawać z kolan. Ze swojej siedziby na polach Tirisfal, dokonali przejęcia Szkarłatnego Klasztoru. Na ich czele stanął nowy lider, a dokładnie Sally Whitemane. Rozpoczęła intensywne prace nad pozyskaniem nowych rekrutów i ustabilizowaniem sytuacji wewnątrz zakonu. Ich wrogiem niezmiennie byli nieumarli, lecz ich wzrok, po porażce Arthasa, skierowany był na Undercity. Chcieli wybić całe miasto z żywych trupów jak i odzyskać Tirisfal Glades. Szkarłatni postanowili rozpocząć wszystko od nowa, zapominając o przeszłości. W tym celu palili nawet wszystkie księgi czy rękodzieła, w których poruszana była przesłać zakonu. Do tego zadania wyznaczony został Flameweaver Koegler. Były członek zakonu. Lilian Voss były członek zakonu teraz jako nieumarła, postanawia położyć kres zagrożeniu od strony religijnej sekty. Zwerbowała ona poszukiwaczy przygód z Hordy, jak i Sojuszu, i dookoła ataku na Szkarłatny Klasztor. Wybili każdego, kto stanął im na drodze, nawet Duranda i Whitemane. Nieliczni zdołali zbiec i się ukryć, a ślad po nich zaginął. To wszystko spotykamy w Wowie w instancjach pięcioosobowych w Szkarłatnym Klasztorze. Jeśli dobrze pamiętam, dzieliły się chyba na trzy części z osobnymi wejściami. Spotkać tam możemy trzy ww. postacie. Teraz trochę cyferek i struktur. Skupię się na czasach, gdy zakon był u szczytu władzy.Szkarłatni posiadali dwa główne bastiony w Dłoni Tyra i Hearthglen. Struktura wojskowa była hierarchiczna opierająca się na niezłomnych wojownikach, czyli krzyżowcach ,oraz osobnikach parających się magią, czyli inkwizytorów. 2 tys. żołnierzy stacjonowało w Dłoni Tyra zaś 10 tysięcy w dawnej siedzibie Fordringów. Na czele wojsk stało trzynastu generałów, wybierani byli głównie za swoje osiągnięcia i umiejętności, a najważniejszym kryterium było oddanie wspólnej sprawie, czyli eliminacji nieumarłych. Czyli im bardziej byłeś fanatyczny tym wyżej zaszedłeś. Jeśli uważałeś inaczej to byłeś uznawany za szpiega Plagi lub też sam byłeś nieumarłym, tylko dobrze wyglądałeś. Pasuje tutaj powiedzenie: "Jesteś z nami, bądź przeciwko nam." Isillien przewodziła krucjacie w Zachodnich Ziemiach Plagi, wraz ze swoim gorliwym uczniem, Taelanem Fordringem. Na Wschodnich Ziemiach Krzyżowiec Lord Valdelmar, wraz z generałem Abbendis, prowadzili działania ze Szkarłatnego Bastionu, zaś główny lider, były paladyn Saidan Dathrohan, walczył w Stratholme z Plagą. Działania Lidera przy oblężeniach wspiera generał, a gdy on skupiał się na zadaniach wojskowych, najwyższy Inkwizytor Isillien zajmował się kwestią infiltracji wroga, uzyskiwaniem informacji i przesłuchiwaniem, a niekiedy torturowaniem. Jego postawa wśród innych członków była uznawana za wzór, jego oddanie czy fanatyzm najbardziej wyróżniały się na tle innych. Skąd jednak ta liczebność w zakonie? Odpowiedz jest prosta -Lordaeron upadł, miasta padły, wsie spalono, a większość ludzi wybito. Ci, którzy przeżyli, żyli w strachu, bólu i chęci zemsty na Pladze - tym właśnie kierowała się krucjata. Była osobliwym światełkiem w tunelu, nadzieją dla ludzi, których karmiła swoją obsesyjnością. Ich poglądy, obietnice nie z tego świata i nadzieja na lepsze życie były dla tych tułaczy ogromną pokusą. Bez zawahania wstępowali w szeregi wojsk. Przyjmowali każdego, lecz chętniej skłaniali się ku byłym wojownikom, którzy uważali, że miecz jest ich jedyna nadzieją na lepsze życie. Przyjęcie to jedno, ale udowodnienie, że nie jesteś nieumarłych to już drugie. Tak jak pisałem wyżej, incydent z siostrą Isilliena spowodował ich rygorystyczne podejście to tej kwestii. Tutaj z pomocą przyszła 30 dniowa  kwarantanna. Jeśli po upływie tego czasu nie stałeś się żywym trupem, zostałeś oficjalnie członkiem. Nienawidzili nieumarłych, brzydzili się nimi i gardzili, a czy byłeś zaślepionym sługą Plagi, czy uwolnionym Forsaken i szukałeś miejsca do dalszej egzystencji z dala od oczu żyjących, nie miało dla nich znaczenia. Każdy nieumarły miał zginąć i tak też czynili.


 ( Art by Breath-art )

       Ciekawostką jest fakt, iż Szkarłatni przetrzymywali w swojej siedzibie jednego z nieumarłych, a dokładnie Wysokiego Inkwizytora Fairbanksa. Ten oto pan był świadkiem zdrady Renaulta Mograine'a, gdy zabił swojego ojca Ashbringerem, przyczyniając się do jego spaczenia. Przeżył, ponieważ skrył się pod licznymi ciałami swoich kompanów. Ową wiedzę przekazał członkom Szkarłatnej Krucjaty. Część z nich uwierzyła w jego słowa i odeszła z zakonu tworząc Srebrzysty Świt. Wierni członkowie uznali go za bluźniercę i zabili, by zaprzestać wydalaniu żołnierzy. Ciało zostało ukryte, jednak z czasem ożyło. Cel jego przetrzymywania nie jest znany, być może chcieli poznać bliższe oblicze Plagi, albo obawiali się, że posiada zbyt duża wiedzę na temat ich samych i trzymanie go w zamknięciu było jedyna możliwością. W szeregach zakonu można głównie spotkać wojowników, ale również paladynów, magów, kapłanów, inkwizytorów i krzyżowców. Szkarłatna Krucjata się nie poddaje, nie wycofuje i nie idzie na układy z wrogiem. Walczą do końca, a ich walka jest przemyślana i taktyczna. Jedynie krzyżowcy, w swoim fanatyzmie, nie zważają na nic i sieją zniszczenie w szeregach wroga, aż nie padnie ostatni z nich bądź sami nie zginą. Motywację i siłę w bitwie dla Szkarłatnych stanowią paladyni i kapłani. Motywują do walki, błogosławią oraz leczą rany. Paladyni ponadto uczą kadetów walki, sztuki wojennej i taktyki, dlatego też zajmują wysokie stanowiska w zakonie. Ich sposób walki jest prosty - nie obawiają się urozmaiconych taktyk wroga, czy jakiś zagrywek taktycznych, gdyż walczą z hordą nieumarłych, która to za zadanie ma przeć na przód i zalewać wroga swoją liczebnością. Elitarnym oddziałem w Szkarłatnej Krucjacie jest Karmazynowy Legion. Formacja podlegająca rozkazom jedynie Wielkiego Krzyżowca. Wyróżniają się na tle innych żołnierzy tabardem w kolorze białym, na którym widnieje płomień na czerwonym pasie. Standardowym tabardem jest ten z głównym symbolem organizacji. Szkarłatna Krucjata nie utrzymuje dobrych stosunków z Sojuszem czy z Hordą. Ci drudzy wręcz są przez nich znienawidzeni za fakt przyjęcia nieumarłych w swoje szeregi. Mimo, że zakon stanowią głównie ludzie,Sojusz nie popiera ich poczynań i fanatyzmu. Rozumie problem Plagi, lecz nie akceptuje metod, jakie stosują członkowie zakonu. Nowy Sojusz ze stolicą w Stormwind City widzi problem ze strony Krucjaty jako porównanie plamy na koszuli z płonącym budynkiem. Jednak Sojusz i Horda nie przyznają się do tego, że krzyżowcy robią tzw. dobrą robotę eliminując pozostałych sługusów Plagi. Zwłaszcza Sojusz, który również ma za cel eliminację nieumarłych z Lordaeronu, gdyż chcą odzyskać dawne dziedzictwo. Sojusz dystansuje się od działań Krucjaty, tak samo jak przedstawiciele kościoła Świętej Światłości, lecz nie są negatywnie czy agresywnie do nich nastawieni. Jednakże sama Szkarłatna Krucjata traktuje Sojusz jak i Święty Kościół jako swoich sojuszników czego efekt widzimy w stolicy ludzi w Katedrze Światła, gdzie spotykamy kilku przedstawicieli fanatycznego zakonu. Na koniec chciałbym dodać, iż pogarszające się nastawianie krzyżowców wobec innych, nie tylko nieumarłych, miało swoje źródło w wewnętrznej manipulacji, a dokładnie obecności Balnazzara w skórze Wielkiego Krzyżowca. Za jego sprawą zakon ulegał negatywnym zmianom. Na początku miał radykalne i drastyczne podejście, ale jego wpływ tylko to pogorszył. Reasumując, moim zdaniem Blizzard kreując Szkarłatną Krucjatę, motywował się kościołem katolickim oraz wyprawami krzyżowców w czasach Średniowiecza. Religia była na pierwszym miejscu, co rzekł papież było święte, a walka na Bliskim Wschodzie, w postaci licznych wyprawach krzyżowców, była czymś wyjątkowym i chwalebnym. Tak samo w WoWie, Światłość byłą najważniejsza, a kto się temu sprzeciwiał, był wrogiem. Największym z nich byli nieumarli - dowód zła i ciemności na Azeroth według najgorliwszych wyznawców. Nie zabrakło też wypraw, w tym dwóch na Northrend, by walczyć u źródła Plagi, tak jak w Średniowieczu krzyżowcy walczyli z wyznawcami innej religii narzucając swoją wolę.



Autor Vegov
Źródła:
ww.gamepedia.com
                          Komiks: Ashbringer - Micky Neilson



   

Komentarze

Copyright © Ścieżki Azeroth